TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Bożena Dykiel - Chwytać życie za rogi

. Data publikacji: 2016-02-09

"Na przykład niedawno, gdy odprowadzałam córkę na lotnisko i czekałyśmy w kolejce do odprawy paszportowej, stanęła za nami jakaś kobieta. I nagle mówi: "Boże drogi... Ileż to ja lat marzyłam, żeby spotkać Panią oko w oko! Tak się cieszę, że Panią widzę!". Czy może być coś bardziej sympatycznego?"

Co sprawiło, że przyjęła Pani rolę w "Na dobre i na złe"?

Bożena Dykiel: Fakt, że to serial, który sama chętnie oglądam. Poza tym zgodziłam się, bo weszłam już, że tak powiem, w "fazę" ról matek. I jeśli nie będę grała matek, to kogo innego?
Postać z serialu została jakoś do Pani dopasowana? Stworzona z myślą, że zagra ją właśnie Bożena Dykiel?

BD: Myślę, że tak. Wiem, że Tereska Kotlarczyk bardzo chciała, żebym zagrała w tym serialu. I dosyć długo czekała, aż pojawi się w nim rola, którą mogłaby mi oddać. I wiem też, że moja postać, gdy zaczęłam ją grać, zdecydowanie się rozwinęła.

Jaka właściwie jest pani Mejerowa?

BD: Zapobiegliwa, troskliwa... Nad wyraz troskliwa... Nawet zbyt troskliwa... Ale jednocześnie umie chwytać życie za rogi. Zwłaszcza, gdy trafia jej się okazja spotkania kogoś ciekawego...

Brzmi tajemniczo. Może jakieś szczegóły?...

BD: O, nie! Proszę oglądać serial!

Bohaterki, które Pani gra, są zwykle tak sympatyczne, że fani pewnie często nie mogą się oprzeć: podchodzą, zagadują Panią na ulicy...

BD: I to właśnie są dla mnie najważniejsze spotkania z widzami! Na przykład niedawno, gdy odprowadzałam córkę na lotnisko i czekałyśmy w kolejce do odprawy paszportowej, stanęła za nami jakaś kobieta. I nagle mówi: "Boże drogi... Ileż to ja lat marzyłam, żeby spotkać Panią oko w oko! Tak się cieszę, że Panią widzę!". Czy może być coś bardziej sympatycznego?

Ale fani oczekują, że non stop będzie Pani taką energiczną, "równą" kobitą z sąsiedztwa... To nie jest męczące?

BD: Nie, bo gdy mam do zagrania coś przeciwnego, też chętnie to robię. Lubię zaskakiwać widzów.

A zdarzyło się Pani kiedyś, że wielbiciel pomylił ją z inną aktorką?

BD: Nie, nigdy! Ale kiedyś zapamiętałam takie zdarzenie: bardzo, bardzo dawno temu, gdy kręciłam jeden z moich pierwszych filmów - "Awans". Zdjęcia były w Mięćmierzu koło Kazimierza. Mieliśmy taką dużą scenę zbiorową na rynku i do Jurka Turka podszedł facet i mówi: "Jezus, Maria... Panie Ross, jak ja Pana lubię!". Pomyślałam sobie wtedy: "Boże, żeby tylko mnie się tak nigdy nie zdarzyło!". I na razie, odpukać, się nie zdarzyło.

Którą ze swoich ról uważa Pani za najważniejszą?

BD: Zdecydowanie Mada Mullerówna z "Ziemi Obiecanej". Trafiła mi się fantastyczna rola. A do tego zagrać w jednym z najlepszych polskich filmów, to wielka nagroda.

A rola - albo jakaś scena - przy której pomyślała Pani: "Nigdy więcej! Mam już dosyć bycia aktorką!"??


BD: Oj, pamiętam taką chwilę... To też było w "Awansie". Kręciliśmy film wczesną wiosną, a ja miałam wejść do wody i wykąpać się w rzece. A było tak zimno i brzydko... Zaledwie sześć stopni. Ale jakoś to przeżyłam. I nawet nie dostałam zapalenia płuc!

Podobno urodziła się Pani na wsi - w Grabowie. Aktorstwo było dla Pani sposobem na wyrwanie się do wielkiego świata?

BD: Nie, nic z tych rzeczy! Przyszłam na świat u babci - na wsi - tylko dlatego, że mama chciała mnie urodzić w rodzinnym domu. I dlatego wyjechała z Warszawy. Ale później, jeszcze w betach, od razu zostałam przywieziona z powrotem do miasta! A aktorstwem zaraziła mnie moja polonistka. Teatromanka, kinomanka, osoba uwielbiająca literaturę - i potrafiąca to "sprzedać" na lekcjach (tzw. Wiśnia czyli prof. Wiśniewska). A że u mnie trafiła na podatny grunt...


Uważa się Pani za aktorkę charakterystyczną? A jeśli tak, to jakiego rodzaju?

BD:Dzięki Bogu, że jestem aktorką charakterystyczną! A nie na przykład amantką. Bo jako amantka, w moim wieku nie miałabym już nic do roboty... A jaka jestem? Na pewno z odcieniem komedii. Jeśli tylko mogę, bardzo chętnie dodaję do moich ról jakiś komediowy "prztyczek"...

Telewizja Polska dość często "odkurza" filmy z Pani udziałem - zwłaszcza, że "Ziemia obiecana" czy "Dom" to już klasyka. Jak Pani wtedy reaguje? Zmienia kanał?


BD:A wie Pani, że jak mogę, to chętnie je oglądam. Patrzę na siebie z takim sentymentem... I porównuję, jak dawniej wyglądałam. Zwykle człowiek tego nie pamięta: zapomina, jaką fryzurę nosił jako 20-latek. Oczywiście teraz każdy może nagrać się na wideo, ale dawniej tak nie było. Kiedyś tylko my, aktorzy, mogliśmy oglądać siebie sprzed lat. Właśnie dzięki filmom....

Skoro mowa o wideo... Jest Pani "na topie", gdy chodzi o techniczne nowinki? Może ma Pani własną stronę w Internecie?

BD:O, jeśli chodzi o technikę, to jestem kompletny dzięcioł! Jak córki chcą sobie ze mnie zażartować, to mówią: "Chodź, nauczymy cię posługiwać się Internetem!". A ja na to: "Dobrze! Ale kto za mnie poprasuje?"... Do techniki, naprawdę, mam dwie lewe ręce. Do tej pory nie nauczyłam się np. włączać wideo - a córki napisały mi nawet specjalną instrukcję! Jestem technicznym abnegatem. Może dlatego, że więcej energii poświęcam innym rzeczom?

Ale postęp techniki w filmie - zatarcie granicy między tym, co rzeczywiste i wirtualne - chyba się Pani podoba?

BD:Przyznam się szczerze: takie filmy oglądam, ale spływają po mnie jak woda po kaczce. Podziwiam ich fantastyczną technikę, ale to tylko ciekawostka. To nie są obrazy, do których wracam i które mogłabym oglądać tysiące razy...

Niektórzy uważają, że kiedyś miejsce aktorów z krwi i kości zajmą postaci generowane komputerowo. Takie ulepszone wersje Zgredka z filmu o Harrym Potterze...

BD:Nie daj Boże! Bo wtedy świat byłby nudny i wstrętny! Nie ma nic piękniejszego, niż aktor, który przekazuje widzom swoje uczucia: miłość, nienawiść, swoją pasję... Nic nie zastąpi żywej osoby. Ani w teatrze, ani w filmie.

Na ostatniej gali Oskarów liczyło się nie tyle to, kto dostał nagrodę, ale to, co powiedział na temat wojny w Iraku. Myśli Pani, że aktorzy powinni wypowiadać się na tematy polityczne?

BD:Sama zwykle staram się być apolityczna. Głównie dlatego, że moje sympatie są związane z konkretnymi osobami - z ludźmi, których szanuję i darzę zaufaniem - i "krążą" po różnych partiach. Nawet po ugrupowaniach, które ze sobą walczą. Ale chętnie dałabym swój głos nie na jakąś partię, tylko na konkretną sprawę. Nie wiem, na co dzisiaj idą w kraju pieniądze, ale na pewno nie na to, żeby ludzie mieli normalne, wygodne życie. I jeśli mój głos - mam nadzieję, że nie Polaka wołającego na puszczy - może jakoś to zmienić, to czemu nie?

Na przykład w jakiej sprawie?

BD:Za wejściem do Unii Europejskiej. Uważam, że to wielki krok - przede wszystkim dla ludzi młodych. Weźmy na przykład drogi: dzisiaj dysydenci latają samolotami i nie jeżdżą po polskich szosach. Za to ja muszę z Warszawy do Szczecina jechać osiem godzin. Uważam, że to skandal! I chcę, żeby moim dzieciom żyło się lepiej. Gdy w 2015 roku będziemy mieli kilkaset kilometrów dróg więcej, sama pewnie już z tego nie skorzystam. Ale wiem, że to będzie dotyczyło moich córek i moich wnuków. Patrzę do przodu.


Tak na sam koniec: mogłaby Pani dokończyć zdania? Obawiam się...

BD:...że do głosu dojdzie kiedyś nasza głupota. I że będziemy z tego powodu cierpieć.

Zawsze uśmiecham się...

BD:...do ludzi.

Denerwuje mnie...

BD:...ludzka krótkowzroczność. To, że niektórzy widzą tylko koniuszek własnego nosa, a nie chcą otworzyć drzwi domu i wyjrzeć, co się dzieje na ulicy.

Jestem dumna...

BD:...ze swoich córek.

Mam słabość do...

BD:...dobrych likierów.

Nigdy nie wychodzę z domu bez...

BD:...bez mojego noża. Bo mi się przydaje.

Najlepszy relaks...

BD:...to praca w ogródku. Ciężkie zajęcie. Ale gdy później sobie usiądę i mogę w końcu popatrzeć na wspaniale zagrabioną trawę, dokładnie wyzbierane igły i na kwitnące kwiaty, które właśnie zasadziłam... To po prostu wielka frajda.

W domu staję się...

BD:...zwykłą "gospochą"!

Chciałabym zmienić...

BD:...świat. Na świat bez wojen.

Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska

Bitwa more
Jan
Paweł