TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Maciej Dejczer - Lubię patrzeć na samoloty

. Data publikacji: 2016-02-09

"Musi być pewien balans: raz trzeba być wrażliwym intuicjonistą, a drugi raz "sierżantem" i egzekwować pewne rzeczy od aktorów, czy ekipy. Nie mam na to żadnej recepty".

Czy zawodu reżysera można się nauczyć, czy trzeba mieć go w genach?

Maciej Dejczer: Trzeba mieć intuicję, ale też nauczyć się zawodu w praktyce. Na początku mieć w sobie to "coś", a później to pielęgnować i dalej odkrywać. Ale przede wszystkim trzeba robić wszystko sercem - inaczej człowiek niczego się nie nauczy.
"Robić sercem" - to znaczy, że reżyser powinien być wrażliwy, a nie obiektywny i z dystansem?

MD: I jedno i drugie. Musi być pewien balans: raz trzeba być wrażliwym intuicjonistą, a drugi raz "sierżantem" i egzekwować pewne rzeczy od aktorów, czy ekipy. Nie mam na to żadnej recepty. Wiem natomiast na pewno, że nie można zgubić wrażliwości, bo wtedy coś ucieka. Gdy widzę np., że aktorka dobrze zagrała, ale czegoś jeszcze w tym brakuje, to proszę ekipę o absolutną ciszę, żeby się mogła skoncentrować i w następnym dublu zagrała lepiej. Gdy się wyczuje taki moment i potrzebę skupienia u aktora, efekty są natychmiastowe.

Oprócz kręcenia filmów, zajmuje się Pan też robieniem teledysków i reklam. To konieczność finansowa, czy może poszukiwanie nowych, reżyserskich wrażeń?

MD: To po prostu mój zawód. Gdyby mnie ktoś skazał tylko i wyłącznie na robienie seriali, to po trzech latach chyba zawieźliby mnie do jakiegoś miejsca odosobnienia! Robię różne formy, w tym reklamy, bo do każdej z nich trzeba inaczej podejść. Zajmuję się tym, bo po prostu to lubię.

Jest jakiś zespół, czy może rodzaj muzyki, z którym nie chciałby Pan - za żadne pieniądze - mieć nic wspólnego?

MD: Nie spotkałem takiego zespołu. Muzycy, to w ogóle fantastyczna grupa ludzi - bardzo lubię z nimi pracować, bo mają w sobie to "coś". Dużo zależy oczywiście od rodzaj muzyki. Jest taka, przy której się świetnie myśli i taka, którą trudno zilustrować.

Czy, z pańskiego doświadczenia, zdobywane nagrody mogą na dłuższą metę reżyserowi pomóc, czy zaszkodzić, powodując np. większy stres przed kolejnym filmem?

MD: Kiedyś ktoś mi powiedział: "Słuchaj, ani sukcesu ani porażki nie traktuj tak strasznie serio" - i coś w tym jest. Jeśli właściciel nagród się nimi za bardzo przejmie, może mieć problemy z uchwyceniem tego, co jest ważne. Dlatego myślę, że nagrody mogą jednak przeszkadzać.

Czy przed zdobyciem kolejnych nagród, np. za "300 mil do nieba" i "Bandytę" miał Pan świadomość, że zrobił najlepsze filmy?

Nie, nagrodami raczej zawsze byłem mile zaskoczony. Najbardziej pięcioma nominacjami do "Felixa" za "300 mil do nieba". Nigdy nie myślę, że to mój film jest najlepszy i powinien wygrać.

W Pana filmach często występują dzieci...


MD: Tak, lubię pracować z dziećmi, bo mają w sobie coś niesamowitego. Jeśli potrafią grać prawdziwie, to jest to zwykle bardzo ciekawe. Zawsze robią coś nieoczekiwanego, czego nie da się nawet opisać.

A czy w Panu tkwi jeszcze coś z dziecka?

MD: To może wyświechtane, ale w każdym artyście tkwi trochę z dziecka. Bez tego nie zrobi się dobrego filmu. Mam odczucie, że film to rodzaj zabawy i myślę, że to mi pomaga. Dlatego na pewno jest we mnie coś z dziecka - ale też i z sierżanta...

Co Pana na co dzień najbardziej bulwersuje i czy chciałby Pan nakręcić o tym film?

MD: Głupota i niesprawiedliwość. Poza tym bulwersuje mnie też nietolerancja ludzi wobec siebie i to o niej chciałbym zrobić kiedyś film.

Czy kino rzeczywiście ma moc wpływania na świat i zachowania ludzi, a jeśli tak, to w jaki sposób powinno to robić?


MD: Nie mam na to recepty. Na pewno kino może inspirować i dobrze i źle: tego nie da się oddzielić. Ale w sztuce nie można przecież niczego zakazywać, czy cenzurować. Kino wpływa na ludzi, chociażby przez to, że widzowie często kreują swój wygląd tak, by upodobnić się do aktorów. Moda, niektóre powiedzenia, sposób noszenia okularów - z tym wszystkim ludzie się utożsamiają, to przenika z kina do prawdziwego życia. Przede wszystkim filmy wpływają na podświadomość. Sądzę, że sceny okrutne mogą wywoływać u widza różne stany agresji, ale to wcale nie znaczy, że w filmie nie powinno ich być.

Ludzie sztuki, artyści bywają przesądni - przynajmniej, jeśli wierzyć plotkom. Czy Pan również?


MD: No pewnie! Np.: gdy wracam się po coś do domu, to zawsze siadam. Czarnych kotów się nie boję, ale za to kiedy przejeżdżam obok cmentarza, albo widzę karawan, to od razu lepiej się czuję. Karawan oczywiście oznacza czyjeś nieszczęście, ale uświadamia mi jednocześnie, że jeszcze jestem po "tej" stronie.

A ma Pan może jakiś amulet, albo symbol, który na co dzień poprawia Panu humor?

MD: Amuletów nie mam, ale piekielnie lubię oglądać samoloty! Mają w sobie coś z wolności i są takie nierealistyczne... Nigdy nie mogę zrozumieć, jak tyle ton może się unosić w powietrzu i dolecieć na miejsce!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska

Bitwa more
Jan
Paweł