- Dobrze, że trenowali ze mną inteligentni ludzie, którzy wiedzieli, jaki jest mój
zawód. Dzięki temu przeżyłem. Do tej pory lubię zapach sali bokserskiej. Na Gwardii
pachniało tak, jak powinno pachnieć, czyli ruskim więzieniem - wspomina Michał
Żebrowski na łamach "Playboya". - Niestety przestałem regularnie ćwiczyć, bo gdy się
pracuje codziennie między 10 a 18 w teatrze, po prostu nie ma na to sił. A brak
konsekwencji i zaległości treningowe w tym sporcie zawsze kończą się tak samo:
ciosem w gębę.