Dzisiaj jest gwiazdą, ale przed laty – by zostać aktorką – Magdalena Różczka musiała... przejechać ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów! Zanim zdała do Akademii Teatralnej w Warszawie, przez rok kursowała między rodzinną Nową Solą, gdzie pracowała w sądzie, i stolicą - gdzie brała lekcje aktorstwa.
- Przez 12 miesięcy moje życie przypominało kalejdoskop – wspomina gwiazda w wywiadzie dla "Elle". - Pociąg wyjeżdżał o 23. w piątek. Ponieważ cały tydzień zrywałam się przed szóstą, zasypiałam w fotelu przed telewizorem, aż mama musiała mnie dobudzać, żebym zdążyła na dworzec. W przedziale walczyłam ze sobą, by nie drzemać, bo bałam się, że mnie okradną... W końcu wymyśliłam patent ze śpiworem. Na dno wkładałam portfel i komórkę, potem sama do niego wchodziłam. Po dwóch dniach w Warszawie znowu spędzałam całą noc w pociągu i w domu byłam o piątej rano. Brałam prysznic i jechałam do sądu. Raz podczas protokołowania, gdy nie musiałam pisać, głowa opadła mi sama...
Taki "trening" przydaje się aktorce do dziś. Na plan "Na dobre i na złe", do Sękocina pod Warszawą, daleko jechać nie musiała – tylko kilkanaście kilometrów. Ale i tak, razem z całą ekipą, zerwała się ciut świt. Zdjęcia rozpoczęły się przed 7. rano... Jak, mimo niewyspania, aktorka wypadła w roli zakonnicy? Tego dowiemy się tylko podglądając pracę szpitala w Leśnej Górze – jak zwykle na antenie TVP 2!