Daria Trafankowska – dla przyjaciół po prostu Duśka. Dla widzów niezapomniana siostra oddziałowa z serialu "Na dobre i na złe", ale nie tylko. Grała także w filmach, min. w "Zdjęciach próbnych" Agnieszki Holland, "Spirali" Krzysztofa Zanussiego, "Cudownym dziecku" Waldemara Dzikiego. Przez lata wielbiciele mogli ją podziwiać w kolejnych rolach na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie. Jej ciepły, spokojny głos dobrze znają też niewidomi, dla których
nagrywała książki.
Urodziła się w Poznaniu. W 1979 r. ukończyła łódzką Filmówkę. Ale, choć kolejnymi rolami podbiła serca widzów, to nie praca była w jej życiu najważniejsza.
Zawsze skromna, pełna ciepła i uśmiechu, Duśka nikomu nie odmawiała pomocy. "Była nie tylko aktorką, ale wspaniałym człowiekiem. Siała pokój, emanowała dobrem. Jej drzwi zawsze były otwarte" – tak wspomina Ją ks. Wiesław Aleksander Niewęgłowski.
Po rozwodzie z reżyserem Waldemarem Dzikim, samotnie wychowywała syna Wita. Do końca przyjaźniła się zarówno z byłym mężem, jak i z jego kolejną żoną Małgorzatą Foremniak, z którą pracowała na planie "Na dobre i na złe". Była sama, ale nigdy samotna.
Uważam się za osobę bardzo szczęśliwą. Nikogo nie omijają trudy życia, natomiast w tych próbach, którym musiałam sprostać, dostałam wiele wsparcia. Nigdy nie czułam się osamotniona. Zawsze byli przy mnie moi bliscy i przyjaciele – powiedziała w jednym z wywiadów.
Przez wiele lat żyła trochę w cieniu, oddana jedynie synowi. Nagle coś w jej życiu się zmieniło. Nowa fryzura i makijaż, szybka dieta... Kolorowe czasopisma zaczęły ją namawiać na sesje zdjęciowe. Była piękna, bo tak właśnie się czuła
- dzięki miłości. Po 12 latach przypadkiem spotkała starego znajomego. Mówiła o nim "mój Jasiek". I promieniała.
Spotkałam mężczyznę, o jakim dzisiaj można już tylko poczytać w starych, pięknych książkach – zwierzyła się zaprzyjaźnionej dziennikarce. Na krótko była szczęśliwa, spełniona, pełna nadziei. Wtedy dowiedziała się, że jest chora na raka. Lekarze nie dawali jej szans. Mimo to, Duśka nie poddała się. Do końca chciała pracować, do końca walczyła. Peszyło ją, że nagle znalazła się w centrum uwagi. Że przyjaciele zbierają pieniądze na jej leczenie, a setki osób podają telefony znajomych homeopatów, bioenergoterapeutów, zielarzy... Bała się, że nie zdoła im za to podziękować.
Doświadczam takiej życzliwości i takiej miłości, że właściwie nie mam innego wyjścia, jak wyzdrowieć – żartowała w jednym z ostatnich wywiadów.
Daria Trafankowska zmarła 9 kwietnia 2004 roku. Na Cmentarzu Powązkowskim żegnały ją tłumy przyjaciół i wielbicieli. Tych, którzy poznali jej talent i serce. Jej grób przykryły dziesiątki wieńców z szarfami. Na większości widniały tylko dwa słowa: "Kochanej Dusi".