Wszędzie tam, gdzie uczona medycyna zawiodła, wkraczała tzw. mądrość ludowa.
Największym wyzwaniem dla lekarzy i znachorów był od początku wieków... zwykły katar. Ten, co leczony trwa tydzień, a nie leczony tyle samo. Przez stulecia mądrość ludowa (z samej tylko Polski) zdążyła dojść na jego temat do wielu zaskakujących wniosków...
Kujawiacy, zwący katar "nieuzdrowiskiem" uważali, że zaziębienie jest dobroczynne, bo uwalnia organizm od innych niemocy.
Z kolei wieśniacy z okolic Dobrzynia byli przekonani, że katar dopada chorego po tym, jak jadł on z talerza, po którym "kot ogonem kręcił". Natomiast dawni Krakowiacy winą za sprowadzenie zaziębienia obciążali... demona Laboża, który podobno gnieździł się właśnie w nosie.
Skoro wiadomo już było, skąd katar przychodzi, pozostawało go z powrotem odesłać... Mądrość ludowa i na to znała sposoby. Jakie? A choćby i takie:
- dla zwalczenia chrypki położyć się... do świńskiego koryta (bo w całej Polsce chrypę nazywano "świńskim skrzekiem" - logiczne, prawda?).
- aby pozbyć się kichania powąchać... zerwane z grobu kwiaty ("recepta" spod Poznania).
Czy dawne "lekarstwa" działały? Kto wie - już sama wiara czyni przecież cuda...
I nie ma się co oburzać na medyków, co to leczyli jeżami i proszkiem z raków. Ostatecznie nasza penicylina narodziła się z pleśni. A co kryje się choćby za tajemniczą nazwą "chlorowodorek bromoheksyny" (tabletki na kaszel)? I z czego to zrobiono?
Na te pytania znają odpowiedź tylko lekarze z Leśnej Góry. Może zdradzą Wam kolejny medyczny sekret już w następnym odcinku?
Małgorzata Karnaszewska