Gdy byłem dzieckiem, uwielbiałem święta, uważałem że są niesamowite, magiczne. Czekałem na Boże Narodzenie z utęsknieniem, bo inaczej postrzegałem rzeczywistość, co innego mnie interesowało. Ale to się zmieniło, przeszedłem na drugą stronę barykady. Teraz święta, a w szczególności przygotowania do nich, kojarzą mi się przede wszystkim z trudnym momentem. Mam mnóstwo obowiązków, które zazwyczaj skutecznie wytrącają mnie z równowagi.
Z roku na rok przybywa osób, których już nie ma, które nie usiądą ze mną do stołu wigilijnego. To wywołuje refleksje. Niby jest przyjemnie i miło, ale kogoś brakuje i wkrada się smutek. Nie ma wujków, dziadków - ludzi, którzy wypełniali mój świat. Boże Narodzenie ratują dzieci, słodzą ten czas. Gdy widzę, jak się cieszą, zapominam o troskach i świątecznym zamieszaniu. Pierwsza gwiazda na niebie, wypakowywanie prezentów i ich szczera radość - rewelacja!
Podczas świąt jak na dłoni widzę, że zmieniły się czasy. Kiedyś, gdy dostawałem od Świętego Mikołaja obrzydliwy sweter, próbowałem jakoś zagrać, że jest dobrze, że jestem zadowolony. Dzisiaj dzieci nie mają takich problemów, można z nich czytać jak z otwartej książki, nie udają.