Napisał pan w tym roku list do Świętego Mikołaja?
Na szczęście w moim wieku odbiera się listy i martwi, by stanąć na wysokości zadania. Co roku lista marzeń jest poważniejsza, bo moi synowie dorastają. Mimo że bronię się za wszelką cenę, ulegam świątecznemu zakręceniu. Wpadam w ten wir, co kosztuje wiele wysiłku i trudu, żeby moje dzieci wspominały w przyszłości święta jako wyjątkowy czas.
A pan jak wspomina Boże Narodzenie z dzieciństwa?
Z jednej strony jako czas prezentów, ekscytacji, spotkania w gronie najbliższych i wzmożonych przygotowań do świąt. Z drugiej jako przegląd wszystkich kolęd, które były śpiewane obowiązkowo na głosy, każda po kilka razy od A do Z. Przeżywaliśmy Boże Narodzenie na wskroś tradycyjnie, łącznie z pasterką i wszystkim tym, co wiąże się z polską Wigilią. Tak jest zresztą do dzisiaj.
Mój dom jest mniej restrykcyjny niż rodziców, staram się odciążyć dzieci i żonę. W moim dzieciństwie Boże Narodzenie wiązało się z szorowaniem, pastowaniem i froterowaniem podłóg, myciem okien. Podczas Wigilii wszyscy byli wykończeni przygotowaniami do świąt. Oczywiście moi synowie powinni znać na pamięć i śpiewać kolędy. Wiedzieć, czym jest pasterka, z jakiego powodu obchodzimy Boże Narodzenie i dlaczego tak się nazywa w naszej tradycji i kulturze. Wolałbym, by święta nie kojarzyły się im wyłącznie z wolnym czasem od szkoły i tym, że można pojeździć na nartach.
W tym roku też spędzi pan święta na Podhalu?
Wigilię spędzimy w Warszawie, a resztę świąt tradycyjnie w górach. Cieszę się, że wreszcie trochę odsapnę, bo ten rok był wyjątkowy, jeśli chodzi o napięcia i wyzwania teatralne. Robiliśmy arcydzieło dramatu światowego - spektakl "Wujaszek Wania" Antoniego Czechowa, który został bardzo gorąco przyjęty przez publiczność i krytykę. Kosztowało nas to dużo wysiłku i emocji, bo chcieliśmy uhonorować rozpoczęcie szóstego sezonu Teatru 6. Piętro sztuką z najwyższej półki. Tak się stało, cieszę się z satysfakcji aktorów i wszystkich twórców. Mam wiele relacji, że ten spektakl i emocje z nim związane pozostają w pamięci jeszcze długo po wyjściu z teatru. To dla nas bardzo miłe.
Czy zrealizował pan w mijającym roku wszystkie plany artystyczne i osobiste?
Gdy zadaje mi pan pytanie, czy zrealizowałem wszystkie plany w mijającym roku, od razu mam w głowie dłuższą perspektywę. W Teatrze 6. Piętro właśnie planujemy 2018 rok. Chcąc mieć optymalne obsady w naszych sztukach, aktorów, którzy według nas powinni w danym momencie zagrać daną rolę, współpracę trzeba ustalać z dużym wyprzedzeniem, tak jak na Zachodzie. Do spektaklu "Wujaszek Wania", w reżyserii znakomitego Andrzeja Bubienia, który miał premierę 21 listopada 2015 roku, przygotowywaliśmy się w 2013.
Każdy rok, gdy człowiek jest – odpukać – zdrowy, może chodzić do pracy i żyje z innymi w zgodzie, to powód do zadowolenia. Ale rzeczywiście, tygodnie mijają jak dni. Z zaskoczeniem patrzę, że już Wigilia, bo mam wrażenie, że poprzednia była miesiąc temu.
Przyszły rok może pan rozpocząć od miłego akcentu. Ma pan szansę drugi raz zdobyć statuetkę Telekamery Tele Tygodnia w kategorii aktor.
Przede wszystkim dziękuję, że ktoś postawił na mnie po raz kolejny i przedstawił do tej zaszczytnej nagrody. Darzę sympatią profesora Falkowicza, granie tej postaci sprawia mi frajdę. Przypominam, że miałem być w "Na dobre i na złe" sześć miesięcy, a mija już trzeci czy czwarty sezon. To jedyny serial, w którym występowałem i występuję, więc cieszę się, że gram w nim dość długo. Jestem zżyty z kolegami - aktorami i członkami ekipy. Gdy mnie nie ma na planie dłużej niż dwa tygodnie, zaczynam tęsknić.
Co jeszcze wydarzy się w moim życiu zawodowym w przyszłym roku? W maju w Teatrze 6. Piętro czeka nas premiera spektaklu "Miłość w Saybrook" w reżyserii Eugeniusza Korina, który zakończy tryptyk "Miłość, zdrada i przebaczenie według Woody'ego Allena".
Ma pan w domu półkę chwały, gdzie stoi Telekamera, którą otrzymał pan na początku 2015 roku, i inne nagrody?
Mam taką półkę, gdzieś tam na górze upchane są te wszystkie precjoza. Cały czas staram się je skrzętnie ukrywać i nie zawracać nimi głowy dzieciom, ale może być coraz trudniej, bo ostatnio zaczął się nimi interesować mój starszy syn. Traktuje je zresztą jak swoje.
Czy może mi pan zdradzić, co wydarzy się w życiu Falkowicza na początku nowego roku?
Słyszałem, że ma mieć konkurenta. W Leśnej Górze krążą plotki, że w serialu pojawi się nowy czarny charakter. Brzmi to całkiem ciekawie. Bardzo dobrze mi się gra z naszą Amelką (Amelia Czaja – przyp. aut.), czyli serialową Matyldą; myślę, że wprowadziła dużo ożywienia w tym wątku. Coraz bardziej ociepla wizerunek Falkowicza. Nie wiem, co na to widzowie. Często mi mówią, żebym się nie zmieniał i nadal był zły. Staram się grać Falkowicza w taki sposób, by nawet jeśli jest dobry, nie przyznawał się do tego, niezręcznie się z tym czuł.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski