Kariera Wiktorii rozwija się wzorowo. Nie zdziwię się, jeśli niebawem zostanie ministrem zdrowia!
Bardzo szybko się rozwija, to prawda. Ostatnio pewien lekarz, którego spotkałam przy okazji badań, pogratulował mi awansu. Powiedział, że stanowisko ordynatora oddziału chirurgii w Leśnej Górze to naprawdę coś (śmiech).
Co sprawia, że tak dobrze jej się wiedzie?
Myślę, że dużą rolę odgrywa pasja z jaką podchodzi do pracy, ambicja i jej cechy przywódcze, które zostały zauważone przez zwierzchników. Ważne jest też szczęście i zbieg okoliczności. Nie zapominajmy, że wakat na stanowisko ordynatora pojawił się dość niespodziewanie. Nikt w szpitalu nie był przygotowany na to, że Sambor (Radosław Krzyżowski – przyp. aut.) zrezygnuje z pracy, trzeba było szybko znaleźć kogoś na jego miejsce. Tak się złożyło, że w tym czasie Consalida myślała, żeby odejść do innej placówki służby zdrowia, gdzie mogłaby się zmierzyć z nowymi wyzwaniami. Potrzebowała impulsu, chciała się rozwijać. Aby ją zatrzymać w Leśnej Górze, dyrekcja szpitala zaproponowała jej ordynaturę. Nie wiem, czy dzisiaj zdecydowałaby się na przyjęcie tej propozycji, bo nie spodziewała się, jak dużo pracy i wysiłku będzie kosztowało ją prowadzenie oddziału chirurgii. W ostatnio wyemitowanych odcinkach widać, że momentami nie daje rady tego wszystkiego ogarnąć; brakuje jej czasu i siły. Nadal chce operować, mieć kontakt z salą operacyjną, a dodatkowo ten awans nadwątlił kilka przyjaźni.
Między innymi z Przemkiem Zapałą...
Decyzja o tym, żeby odwołać Przemka (Marcin Rogacewicz – przyp. aut.) ze stanowiska dużo ją kosztowała. W końcu znalazła sposób - wysłała go na urlop tacierzyński, ale łatwo i przyjemnie nie było. Stanął przed nią facet, jej przyjaciel i podwładny, który zachował się tak, a nie inaczej. Consalida musiała tupnąć nogą, żeby pokazać, że nie ustąpi. Dla niej zawsze najważniejsza jest praca, tak wygląda jej świat. Przede wszystkim chce być odpowiedzialnym szefem, dopiero potem przyjaciółką czy koleżanką. Nie wszyscy to rozumieją, co generuje konflikty i rodzi dylematy.
W związku z tym, że praca jest dla niej na pierwszym miejscu, nie może ułożyć sobie życia osobistego. Wzięła ślub, ale wygląda na to, że z niewłaściwym mężczyzną.
Znam kobiety podobne do Wiktorii Consalidy, czytam o nich artykuły w magazynach. To kobiety aktywne zawodowo z dużych miast, które nie mogą ułożyć sobie życia osobistego. Podoba mi się, że scenarzyści tak prowadzą tę postać; ona jest symbolem zmieniających się czasów. Dzisiaj definicja kobiecości i męskości jest inna niż dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Obserwujemy inne zjawiska, zależności.
Żeby zostać lekarzem, trzeba przez sześć lat studiować, potem być na rezydenturze, zrobić specjalizację. Ci ludzie cały czas są myślami w pracy, dokształcają się, są wiecznymi studentami. Często zaniedbują przez to życie prywatne. Mając trzydzieści parę lat, bywają niedojrzali na płaszczyźnie budowania relacji. Wydaje mi się, że z Consalidą jest podobnie. To nie jest kobieta, która się zatrzyma i pomyśli, co naprawdę czuje, nie dokona analizy. Rzuca się w różne sytuacje, związki. Wydawało jej się, że wie, co robi, gdy zdecydowała się wziąć ślub z Tomaszem (Ireneusz Czop – przyp. aut.), ale nie odnajduje się w tym małżeństwie. Rzeczywistość odbiega od wyobrażeń - nie jest tak, jak sobie wyobrażała. Ewidentnie coś czuje do Krajewskiego (Grzegorz Daukszewicz – przyp. aut.). Może tego do siebie nie dopuszcza, może się oszukuje, że nie jest w nim zakochana, ale to widać na każdym kroku.
Czyli rozwód z Tomaszem wisi w powietrzu?
Wiktoria wciąż jest bardzo młoda, dużo przed nią. Musi nauczyć się budować trwałe relacje damsko-męskie na własnych błędach. Nie ma w tej materii dużego doświadczenia, małżeństwo z Tomaszem to dla niej pierwsze tak poważne wyzwanie. Wcześniej, poza młodzieńczym zauroczeniem, którego owocem jest jej córka, oraz studenckim związkiem z Przemkiem, nie była dłużej związana z żadnym mężczyzną. Zobaczymy, czy odnajdzie się u boku Tomasza.
Co zajmuje ci czas poza pracą na planie "Na dobre i na złe"?
Dużo czasu spędzam na Warmii i Mazurach, gdzie pracuję na planie filmu w reżyserii Anne Fontaine o roboczym tytule "Niewinne" (w informacjach prasowych pojawił się także tytuł "Agnus Dei" - przyp. aut.). To koprodukcja polsko-francuska oparta na faktach. W głównych rolach po stronie polskiej występują Agata Buzek i Agata Kulesza, ja gram jedną z sióstr zakonnych. Jesteśmy dziwnymi siostrami, niektóre z nas są w ciąży. Akcja dzieje się w Polsce zimą 1945 roku, dziewięć miesięcy po tym jak wyzwalali nas nasi sąsiedzi Rosjanie...
Mój okres zdjęciowy potrwa półtora miesiąca z przerwami na granie spektakli. W związku z tym na chwilę rozstanę się z pracą na planie "Na dobre i na złe". Nie pojawię się w kilku odcinkach, ale niebawem wracam. Podobno mój serialowy mąż zatrudnił się w Leśnej Górze, chyba powinnam tam pojechać i rozejrzeć się, co się dzieje (śmiech).
Kiedy film trafi na ekrany kin?
Zdjęcia skończą się prawdopodobnie na początku marca. Myślę, że film będzie miał premierę pod koniec roku, ale to nic pewnego. Wcześniej na ekrany kin powinny wejść dwa inne filmy z moim udziałem: "Sprawiedliwy" Michała Szczerbica oraz "Król życia" Jerzego Zielińskiego. Jest jeszcze "Nie zostawiaj mnie", niezależna produkcja Grześka Lewandowskiego, jednego z reżyserów "Na dobre i na złe", w której wystąpiłam gościnnie w jednej ze scen.
Gdy ostatnio rozmawialiśmy, mówiłaś że czekasz na wyzwania filmowe. Minął niecały rok i jest tak, jak sobie życzyłaś!
Dużo się dzieje, co mnie bardzo cieszy. To najlepszy dowód, że trzeba wierzyć w marzenia, że spełniają się w odpowiednim momencie.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski