Niebawem premiera długo wyczekiwanego filmu "Miasto 44", w którym grasz. Siedzisz jak na szpilkach?
Czekam na ten dzień od ponad roku! Oglądałem dwie wersje montażowe filmu, wiem jak będzie wyglądał, chcę żeby już trafił na ekrany kin, żeby zobaczyli go widzowie. Nie mogę się doczekać pierwszych reakcji. Ten stan zawieszenia i wyczekiwanie zaczynają mnie męczyć.
Powiesz kilka słów o filmie?
Jeżeli ktoś jeszcze o nim nie słyszał, w skrócie mogę powiedzieć, że to film przedstawiający wydarzenia sprzed, po i z wybuchu Powstania Warszawskiego. Wydarzenia mniej lub bardziej fikcyjne. Nie ma w "Mieście 44" postaci historycznych, ale wszystkie sceny są inspirowane prawdziwymi zdarzeniami. Nie bronimy powstania, nie stawiamy go na piedestale, nie oceniamy. To zrealizowana z rozmachem opowieść o młodych ludziach, o przyjaźni, miłości, lękach, rozterkach.
Jesteś warszawiakiem, więc pewnie ten film jest ci szczególnie bliski.
O tym filmie jest głośno od lat. Odkąd usłyszałem, że ma powstać, chciałem w nim zagrać. Gdy dostałem zaproszenie na casting, a potem rolę, spełniło się moje marzenie. Zależało mi na tym właśnie ze względu na to, że urodziłem się w Warszawie. Przygotowując się do roli, zagłębiłem się w tematykę Powstania Warszawskiego, co chciałem zrobić od dawna. Przed wejściem na plan dostałem niesamowite materiały, spotykaliśmy się z powstańcami. To niezwykłe wrażenie móc porozmawiać z ludźmi, którzy widzieli na własne oczy, co wydarzyło się w Warszawie latem 1944 roku. Opowiadali nam historie od kuchni, bez cackania się, bez dobierania słów. Konkretnie, żeby jak najlepiej zobrazować to, co przeżyli.
Pewnie nasłuchałeś się strasznych historii...
Strasznych, ale i pięknych. W kontekście Powstania Warszawskiego przytaczane są głównie te okrutne, traumatyczne, tragiczne, ale powstańcy opowiadają o tych dniach inaczej. Byłem zaskoczony, bo koncentrowali się na tym, co dobre. Nie rozmawialiśmy o cierpieniu i męczeństwie, nie pysznili się, co osiągnęli, co im zawdzięczamy, nie padały wielkie słowa. Ci ludzie opowiadali o zdarzeniach, które miały miejsce w ich życiu. Wierzyli, że ten zryw zakończy wojnę; mieli wigor, energię, byli młodzi. To mnie uderzyło i ścisnęło za gardło. "Miasto 44" ma pokazywać, że Powstanie Warszawskie to nie tylko śmierć, Bóg, honor i ojczyzna, ale przede wszystkim ludzie postawieni w ekstremalnej sytuacji.
Jesienią widzowie zobaczą cię w serialu "Czas Honoru", którego nowe odcinki będą rozgrywać się podczas... Powstania Warszawskiego.
Dostałem tę rolę z doskoku, w ostatniej chwili zająłem miejsce innego aktora, który musiał zrezygnować ze względu na terminy. Zadzwonili do mnie ludzie z produkcji, a po dwóch tygodniach byłem na planie. Jestem zadowolony, to dość duża rola - mam chyba dziewięć dni zdjęciowych, będzie mnie sporo w kolejnym sezonie serialu. Gram postać o pseudonimie "Twardy" i rzeczywiście to twardy gość. Nie ogląda się za siebie, bierze wszystko jeden do jednego, ale jest przy tym człowiekiem o złotym sercu. Myśli, że powstanie potrwa dwa-trzy dni i zakończy się sukcesem. Znacząco różni się od "Mikiego", w którego wcielam się w "Mieście 44".
Nie czuję przesytu, z wielką przyjemnością mógłbym wziąć udział jeszcze w dziesięciu produkcjach o Powstaniu Warszawskim, bo to dla mnie jako aktora wielka przyjemność. Takie przedsięwzięcia są w naszym kraju rzadkością. Gram w filmie historycznym, mam kostium z epoki, dostaję do ręki broń, mogę strzelać w scenografii, która robi nieprawdopodobne wrażenie.
We wrześniu na antenę TVP 2 wróci "Na dobre i na złe". Co w nowych odcinkach serialu wydarzy się w życiu twojego bohatera?
Przede wszystkim spotka Romę (Marta Juras - przyp. aut.), niewidomą pisarkę, która pojawiła się już w Leśnej Górze. Wtedy jej losy nie połączyły się z losami doktora Krajewskiego, tym razem do tego dojdzie. W skrócie można powiedzieć, że nie będzie to osoba obojętna Adamowi, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że się w niej zakocha. Ten wątek będzie dramatyczny, bardzo wpłynie na losy mojej postaci, a wmiesza się w niego profesor Falkowicz (Michał Żebrowski - przyp. aut.)...
I, jak ma w zwyczaju, wprowadzi zamęt?
Tym razem muszę bronić Falkowicza, będzie chciał pomóc Adamowi. To wyjątkowo ciekawa postać - niby cały czas coś knuje, ma swoje motywy, ale z drugiej strony nie można powiedzieć, że jest typowym czarnym charakterem. Kocha młodszego brata, cały czas ma słabość do Wiktorii (Katarzyna Dąbrowska - przyp. aut.) i zależy mu na dobru pacjentów. Nie jest skory do tanich sentymentów - to konkretny, czasami cyniczny, trudny w obyciu facet, który nie dogaduje się z resztą bohaterów. Mało kto mu ufa, ale to nie znaczy, że jest złą osobą.
Co z jego zdrowiem? Wydobrzeje?
Adam w końcu zorientuje się, że jego brat ma kłopoty zdrowotne i zrobi wszystko, aby mu pomóc. Trudno powiedzieć, czy go uratuje, ale pewnie ostatecznie wszystko dobrze się ułoży, bo Falkowicz jest jak Keith Richards z The Rolling Stones albo karaluch - przetrwa wszystko (śmiech).
Skoro w życiu Adama pojawi się nowa kobieta, etap fascynacji Wiktorią można uznać za zamknięty?
Widzowie poznali mojego bohatera jako bawidamka, ale Wiktoria go odmieniła. To pierwsza kobieta, w której się zakochał. Adam wciąż darzy ją uczuciem, ona zawsze będzie dla niego bardzo ważna. Teraz żyje w przeświadczeniu, że Wiki go nie chce, więc próbuje jakoś ułożyć sobie życie. Może z Romą, zobaczymy.
Romę gra Marta Juras, moja serdeczna koleżanka z roku w Akademii Teatralnej. Super dziewczyna! Lubię ją i cenię, współpraca z nią to czysta przyjemność.
Zaplanowałeś już urlop?
Na razie pracuję na planie "Czasu honoru", mam też zdjęcia do "Na dobre i na złe", ale ustaliłem, że w pierwszej połowie sierpnia, już po premierze "Miasta 44" (odbędzie się 1 sierpnia - przyp. aut), mam wolne. Planujemy z moją dziewczyną polecieć na kilka dni do Grecji. Będziemy pływać z dużymi żółwiami na wyspie Zakynthos.
Oprócz tego regularnie bywam na Mazurach. Gdy mam luźniejsze dwa-trzy dni, pakuję rzeczy, wsiadam w samochód i jadę do domu, gdzie spędziłem dużą część dzieciństwa. Świetnie się tam czuję, mogę odpocząć.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski