Polubiłeś swojego bohatera w "Na dobre i na złe" - Huberta?
Myślę, że jest ogromnym szczęściarzem. Znalazł w życiu coś, co kocha i potrafi całkowicie się temu poświęcić. To nas łączy. W aktorstwie piękne jest między innymi to, że można uczyć się od granych przez siebie postaci. Od Huberta można czerpać zarówno inspirację, jak i przestrogę. Dawać z siebie wszystko, ale grypę zawsze leczyć do końca!
W tym roku kończysz studia na łódzkiej Filmówce. Jak czujesz się u progu nowego życia?
Uczelnię mam właściwie za sobą, bo jestem już po obronie pracy magisterskiej. Ale to był genialny czas i trochę szkoda, że tak szybko minął. Zanim jednak odbiorę dyplom, muszę rozliczyć się ze szkolną rekwizytornią. A to wcale nie będzie proste, biorąc pod uwagę ile rzeczy zdążyłem w trakcie tych czterech lat pogubić... Nawet nie chodzi tu o ilość, a bardziej o ich egzotyczność. Turban, fular, flek... Niełatwo będzie to odnaleźć! (śmiech)
Jesteś przesądny? Masz jakiś aktorski talizman?
Nie, wyleczyłem się z tego już jakiś czas temu… I bardzo dobrze! Problem w tym, że ja wszystko gubię - co w przypadku talizmanu jest naprawdę stresogenne! (śmiech) Na egzaminach wstępnych do Filmówki nie rozstawałem się z fioletową piłeczką kauczukową. Wiadomo, jakie one są: ciężko oprzeć się pokusie odbijania ich od ściany – i łatwo je zgubić. Ja mojej szukałem co chwila, a potem bałem się, że nie zdążę na przesłuchanie... I na ostatnim etapie egzaminu, przed samym wejściem na scenę, wyrzuciłem ją w końcu przez okno. Miałem dość zwalania na kawałek gumy odpowiedzialności za swoje życie!
Zawsze chciałeś zostać aktorem? Recytowałeś w szkole wierszyki, uwielbiałeś lekcje polskiego?
Wolałem biologię... Myślę, że to przez „Było sobie życie” - francuską bajkę o ludzkim ciele, którą oglądałem jako dziecko. Niektóre odcinki obejrzałem kilkanaście razy. Jak już byłem trochę starszy, to właśnie biologia pozwalała mi zrozumieć świat. To, jak funkcjonuje i dlaczego właśnie tak, a nie inaczej.
Najbardziej radosne wspomnienie z dzieciństwa?
Kiedy miałem około 10 lat, moi rodzice pracowali przez kilka wakacji pod rząd w szwedzkim miasteczku westernowym. Jeździłem tam razem z nimi i na kilka miesięcy przenosiłem się na prawdziwy „Dziki Zachód”. Miasteczko było ogromne, mniej więcej jak warszawskie Powiśle. Była tam wioska indiańska, miasteczko meksykańskie, rzeka, po której pływał statek, pastwiska bizonów... A całość okrążały tory kolejowe, po których mknęła ciuchcia sprzed ponad stu lat. Spędziłem tam bardzo dużo czasu i mam masę wspaniałych wspomnień. Chociaż... może coś je wkrótce przebije, bo moje dzieciństwo chyba jeszcze trochę potrwa! (śmiech)
A właśnie… Wciąż spełniasz marzenia - i podróżujesz po całym świecie. Ostatnio spędziłeś cztery miesiące jeżdżąc po Azji... Planujesz już kolejną wyprawę?
O tak, w ciągu najbliższych kilku lat planuję zwiedzić cały świat... A później polecieć na Księżyc. Gdybym w czasie swojego życia wyrobił się jeszcze z Marsem, byłoby super! (śmiech) A na poważnie: uwielbiam przeglądać mapy - działa to na mnie jak poranna kawa – i non stop planuję jakieś podróże. Ale ostatecznie i tak robię coś zupełnie innego…
W twoim domu leżą stosy pamiątek?
Nie, jeżeli kupuję pamiątki, to raczej na prezenty dla bliskich. I tylko ostatniego dnia, żeby ich nie dźwigać miesiącami w plecaku. Co innego jeśli ktoś mi coś da. Wtedy taka rzecz nabiera zupełnie innej wartości, wiąże się z jakąś historią… I dotaszczę ją choćby nie wiem co! Kiedyś - w połowie dwumiesięcznej włóczęgi autostopem po Europie - dostałem w Stambule perski dywan. Nadźwigałem się strasznie, ale teraz uśmiecham się za każdym razem, kiedy na niego patrzę.
Azja słynie z szokujących dla Europejczyków potraw: skorpiony, larwy, łapy koguta… Lubisz próbować dziwnych dań?
Uwielbiam eksperymentować! Zdarzyło się kilka egzotycznych rzeczy: szczur, jelita kozy, krokodyl... Ale na pewno nie zjadłbym czegoś, co pochodzi od gatunku zagrożonego wyginięciem. I nigdy nie spróbuję też płetwy rekina lub innych „przysmaków”, dla których bezsensownie okalecza się lub zabija zwierzęta. No i grzybów też bym nie zjadł... Nie cierpię grzybów! (śmiech)
Ostatnie pytanie: gdzie widzowie będą mogli Cię w najbliższym czasie zobaczyć? Oprócz serialu "Na dobre i na złe"…
Razem z kolegami z roku założyliśmy w Łodzi teatr Zamiast (www.teatrzamiast.pl). Aktualnie gramy jeden spektakl - „Targowisko” - ale kolejny jest już w trakcie przygotowań. Zachęcam, bo sztuka ma bardzo dobry odbiór, a bilety są niedrogie!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska