W "Na dobre i na złe" wcielasz się w Ninę. Młodą panią chirurg, która przyczyniła się do kłopotów Sambora i zaszkodziła Przemkowi... Kobieta przynosząca pecha?
Osobiście nie wierzę w pecha. Każde zdarzenie składa się z wielu różnych okoliczności, na które nie zawsze mamy wpływ. Czasami dochodzi do niefortunnych "zderzeń" w sytuacjach, w których wydawałoby się, że nie mamy sobie nic do zarzucenia. Nina, zarówno w przypadku Sambora jak i Przemka, chciała dobrze, ale nałożyło się kilka spraw i doszło do wielu nieporozumień. Ja jednak pomimo wszystko wierzę, że nawet negatywne sytuacje mogą zaowocować w zaskakująco pozytywny sposób. Tylko czasami musi to trochę potrwać. Może i tym razem tak będzie?
Rudnicka zdaje się być silną osobowością, ale w pracy ciągle jest rozstawiana po kątach.
Nina wychowała się w domu rządzonym przez apodyktycznego ojca, dlatego brak jej pewności siebie. A czasami również siły przebicia. Za wszelką cenę chce udowodnić swoją wartość, niemal desperacko szuka akceptacji. Do tego dochodzi poczucie osamotnienia, bo od czasu wyprowadzenia się z pełnego napięć domu, nie ma nikogo, na kim mogłaby naprawdę polegać. W szpitalu ciągle walczy o swoją pozycję i odpiera niekończące się ataki. Jednak w tym wszystkim jest jeden człowiek, który darzy ją niekłamaną sympatią i ceni jako młodą stażystkę – doktor Sambor. Nina zresztą również bardzo go polubiła.
Do tego stopnia, że zaproponowała mu małżeństwo. Czy szykuje się romans?
Coś z pewnością jest na rzeczy... (śmiech). Nina ma duże wyrzuty sumienia, ponieważ sąd odebrał Samborowi prawa rodzicielskie przez jej bezpodstawne oskarżenia. Sprawy zaszły na tyle daleko, że wydawało się, iż jedynym sposobem, aby zapobiec fatalnemu finałowi jest małżeństwo. Pomysł szalony, ale technicznie bardzo dobry. Dla Niny w tej propozycji kryje się oczywiście dużo więcej niż tylko poczucie winy. Michał Sambor zaimponował jej jako człowiek, jako lekarz. Jest w tej relacji pewna fascynacja, nawet zauroczenie. Ale pewnie nie będzie tak łatwo - po drodze może się jeszcze wiele wydarzyć.
Podobno okaże się, że Rudnicka ma powiązania z prof. Falkowiczem?
Mogę tylko zdradzić, że Nina i prof. Falkowicz mają pewną wspólną tajemnicę. I na pewno będzie o tym głośno w szpitalnych kuluarach...
Zmieniałabyś coś w Ninie? Może przydałby się jej pazur doktor Consalidy, aby się przebić w zespole chirurgów?
Chciałabym, żeby mogła poczuć się swobodniej na korytarzach Leśnej Góry. Tego trochę zazdroszczę postaci Hany, którą gra Kamila Baar - pojawiła się niedawno, ale od razu na silnej pozycji. Nina musi dopiero na to zapracować, póki co jest outsiderem. Myślę, że znalezienie sobie w zespole przyjaciół może sporo zmienić i chyba nawet niedługo do tego dojdzie... Żeby była jasność - absolutnie nie mam w tym momencie na myśli doktor Consalidy (śmiech).
Nie wkupi się w jej łaski?
Relacja między Niną a Wiki opiera się na zasadzie "jeden krok do przodu, dwa kroki do tyłu". Nałożyło się na to kilka niewyjaśnionych zdarzeń, bezpodstawne oskarżenia, nieufność - i tak powstał mur. Nina wykonuje syzyfową pracę próbując go przełamać, trochę to się nawet udało, ale dystans Consalidy tylko nieznacznie zmalał. Może czas sięgnąć po inne środki (śmiech)? Może role się zamienią? A może po prostu nie każdy musi być naszym przyjacielem. Jedno jest pewne - Nina jest już naprawdę zmęczona obecnym stanem rzeczy i niewykluczone, że też pokaże swoje pazurki.
Prywatnie z serialową Wiki jesteście aktorkami Teatru Współczesnego.
Tak, pracujemy razem nie tylko na planie, ale również w teatrze i na estradzie, i co może zdziwi widzów, bardzo się lubimy. Kończyłyśmy tę samą szkolę teatralną w Warszawie. Pamiętam, że Kasia użyczyła mi dachu nad głową przed obroną mojej pracy magisterskiej. Tego wieczoru nie chciała mi przeszkadzać, więc zamiast przyjść z kilkoma znajomymi z roku do domu, postanowiła, że posiedzą w parku obok. A ja w tym czasie spokojnie się pouczę – skończyło się mandatami za hałasowanie po 22, ale za to ja następnego dnia obroniłam się na 5 z plusem i jestem jej do tej pory bardzo wdzięczna za to wyjątkowe poświęcenie (śmiech).
Byłyście na tym samym roku?
W szkole była młodszą koleżanką, studiowała rok niżej, a teraz spotykamy się na planie serialu i jest na odwrót – co gorsza, może bezkarnie rozstawiać mnie po kątach! Mnie - w znaczeniu Ninę oczywiście, bo prywatnie jest to raczej niemożliwe (śmiech). Obie mamy silne charaktery i nie będę ukrywała, że przez to w pracy czasami dochodzi między nami do starć, ale niegroźnych – raczej twórczych! Przy jednej z takich okazji ukułyśmy żartobliwe powiedzenie – nie bądź taka Consalida! Całe szczęście nie korzystamy z niego zbyt często.
"Na dobre i na złe" ma już dwanaście lat. Dobrze się gra w serialu z historią?
Jako niezdecydowana na temat swojej przyszłości nastolatka czasem siadałam przed telewizorem i myślałam: "ale im fajnie: mogą być aktorem i lekarzem równocześnie, a ja będę musiała coś wybrać". Były to same początki serialu i czas, kiedy naprawdę myślałam o medycynie – byłam laureatką olimpiady z biologii. "Na dobre i na złe" wydawało mi się wtedy rozwiązaniem idealnym (śmiech). A tu proszę: zdążyłam skończyć liceum, studia aktorskie, a serial na mnie poczekał! I do tego ma się świetnie! Chyba zatem mogę powiedzieć, że spełniło się jedno z moich marzeń.
Jak przygotowywałaś się do roli pani chirurg?
Odbyłam kilka rozmów z moim dobrym znajomym, który jest kardiochirurgiem, co dało mi pewne pojęcie o tego rodzaju pracy. Na planie aktorzy uczą się konkretnych technicznych rzeczy związanych z przeprowadzanymi zabiegami bezpośrednio od lekarza konsultującego. Medyczne terminy to w większości niezłe łamacze językowe i tu przyznaję, że często nie obywa się bez ściągawki. Poza tym na planie "Na dobre i na złe" nauczyłam się, jak być przekonywującą nawet wtedy, kiedy kompletnie nie wiem o czym mówię. Staram się wtedy używać wyobraźni albo po prostu robię bardzo poważną minę (śmiech).
Przez pryzmat swojej postaci Ty też jawisz się jako delikatna dziewczyna, która twardo stąpa po ziemi – czy jest w tym ziarno prawdy?
Uważam, że w każdej roli jest ziarno prawdy na temat aktora. Dając życie postaci zawsze w pewnym stopniu czerpiemy z siebie – ze swoich doświadczeń, swojego sposobu odczuwania. Tak, ja też jestem delikatna i twarda – prywatnie staram się kierować zasadą "silne plecy, otwarte serce". Od Niny różni mnie między innymi to, że nie pozwoliłabym sobie na przyjęcie roli ofiary, chłopca do bicia. Jest wiele sytuacji, w których Agnieszka Judycka zareagowałaby zupełnie inaczej niż Rudnicka, potrafiłaby o siebie zawalczyć i walnęłaby po prostu ręką w stół.
W co się angażujesz zawodowo poza serialem?
Niedawno powstało trio AMOK – w składzie Agnieszka Judycka, Monika Węgiel, Kasia Dąbrowska. Wszystkie trzy gramy w Teatrze Współczesnym i w "Na dobre i na złe". Przygotowałyśmy koncert piosenek pod kierownictwem Janusza Bogackiego i z towarzyszeniem jego zespołu. W teatrze można mnie obecnie zobaczyć w dwóch tytułach: czarnej komedii "Udając ofiarę" i spektaklu muzycznym "Gran Operita".
I sporo dubbingujesz...
Tak, bardzo to lubię. To nie tylko praca, ale też świetna zabawa! Dubbing wymaga techniki: sprawnego aparatu mowy i refleksu, ale również wyobraźni i poczucia humoru. Szczególnie jeśli chodzi o kreskówki, które uwielbiam i grać i oglądać. Przyznam się, że oglądanie kreskówek i starych musicali typu "Deszczowa piosenka" i "Amerykanin w Paryżu" to jeden z moich ulubionych sposobów na chandrę i pozbycie się stresu po ciężkim dniu.
Kogo już zagrałaś?
Jedną z większych i bardziej charakterystycznych ról była Stella Malone w amerykańskim serialu komediowym dla młodzieży "Jonas Brothers". Stella to trochę zwariowana nastolatka zajmująca się projektowaniem mody i ubóstwianiem braci Jonas. Rola, która mnie najbardziej bawi, to Andzia - różowy stworek z kosmosu z japońskiej kreskówki "Stitch". Zagrałam wiele odcinków tego serialu nie wypowiedziawszy ani słowa w języku podobnym do czegokolwiek (śmiech). Najbardziej jednak jestem kojarzona z roli Ewy w filmie "WALL·E", ale konia z rzędem temu, kto by rozpoznał, że to mój głos. Grałam robota, więc na każdą linię tekstu został nałożony mocno zniekształcający efekt komputerowy. I znowu 95% mojej roli składało się jedynie ze słowa "łoli" wypowiedzianego na 95 różnych sposobów. Nudno w każdym razie nie było (śmiech)!
Pochodzisz z Suwałk nazywanych polskim biegunem zimna.
A także Zielonymi Płucami Polski. Suwałki to przepiękne jeziora - w tym słynne Wigry – lasy, pagórkowaty teren polodowcowy, wspaniałe produkty regionalne: chleby, ryby, miody. Jestem całym sercem związana z tym miejscem, uwielbiam tam wracać. Pochodzi stąd również wielu artystów. Urodzili się tu Andrzej Wajda, Maria Konopnicka czy Alfred Wierusz-Kowalski znany malarz. Pod Suwałkami mieszka od lat Andrzej Strumiłło, również malarz, a także Stanisław Tym. Tu toczyła się akcja filmu "Rozmowy kontrolowane" Barei oraz nakręcono kilka scen "Pana Tadeusza".
Skąd pomysł u dziewczyny z Suwałk, aby zostać aktorką?
Właściwie najpierw chciałam zostać akordeonistką! Chodziłam przez osiem lat do szkoły muzycznej w klasie akordeonu. Do tej pory ludzie dziwią się, jak taka krucha blondynka może dźwigać taki kawał instrumentu (śmiech). A akordeon to w mojej rodzinie można powiedzieć tradycja – grali na nim moja mama i starszy brat. Przerwałam naukę, kiedy w połowie liceum trafiłam przypadkiem do grupy teatralnej – całkowicie mnie pochłonęło. Znalazłam dziedzinę, która połączyła wszystkie moje artystyczne zainteresowania. W rezultacie postanowiłam zdawać do szkoły teatralnej. Udało się. I absolutnie tej wolty nie żałuję.
Co robisz w czasie wolnym od pracy?
Lubię na przykład zajmować się domem – uważam, że dbając o to, co wokół nas, równocześnie dbamy o siebie, poza tym dom to moja oaza – jest dla mnie bardzo ważny. Czasami, kiedy mam wolne, lubię sobie urządzić tzw. "dzień lenia" - długi poranek, pidżama do południa, dobra książka, gotowanie w domu... Dobrze mnie nastraja również czas spędzony z bliskimi, wyjście do kina, teatru, na koncert lub ciekawą wystawę. Tak nie tylko odpoczywam, ale w pewien sposób również się "karmię" – zbieram inspiracje, podpatruję co się ciekawego w świecie dzieje, może coś kiedyś wykorzystam w swojej pracy? Niestety jedną z rzeczy, którą my, młodzi aktorzy wynosimy ze szkoły jest uzależnienie od pracy. Do tego stopnia, że kiedy nie pracujemy, wydaje nam się, że przestajemy istnieć i nie wiemy co ze sobą zrobić. Mnie udało się przenieść akcent z pracy na życie samo w sobie. Tego trzeba i można się nauczyć.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska