- Dostałaś świetną rolę w "Na dobre i na złe"!
Gratuluję!
-
Dziękuję. Gram Hanę Goldberg, ginekologa i neonatologa, czyli lekarza, który zajmuje się noworodkami. Mimo młodego wieku pracowała w wielu miejscach na świecie, ma zaplecze i doświadczenie. Dzięki temu będzie mogła więcej zaoferować innym bohaterom serialu. To postać, która może być partnerem w dyskusji, wzbogacić relacje. Cieszę się, bo ta rola ma duży potencjał
- Podobno
Hana jest bardzo bezpośrednia.
- Jej matka jest polską Żydówka, a ojciec- Polakiem. Nie została jednak wychowana w polskim duchu. Pochodzi z Tel Awiwu, który jest multikulturowy, i to ją ukształtowało. Jest obywatelką świata. Nie ma problemu z kontaktami interpersonalnymi, od razu przechodzi na "ty", mówi jasno i otwarcie, co myśli i czuje. Tego w Polsce nie ma, co będzie źródłem ciekawych, często zabawnych nieporozumień z innymi bohaterami serialu.
- Na przykład z którymi?
- Do takich sytuacji będzie dochodziło na każdym kroku. Hana, nie wiedząc, jak profesora Trettera (Piotr Garlicki - przyp. aut.) traktują pracownicy szpitala, będzie w relacjach z nim bardzo bezpośrednia. A on, niby sztywny, zdystansowany pan, od razu to podchwyci! Okaże się bardzo otwartym, fajnym facetem. Dla Hany jest po prostu Stefanem, kolegą z pracy (śmiech). Moja bohaterka lubi Trettera i wcale mnie to nie dziwi - dobrze jest się oprzeć na silnym męskim ramieniu.
- Tymczasem
na ramieniu Hany oprze się Lena.
- Hana przyjedzie do Leśnej Góry, żeby odszukać Przemka Zapałę (Marcin Rogacewicz - przyp. aut), który jest jej bratem i już pierwszego dnia los zetknie ją z
Leną (Anita Sokołowska - przyp. aut.). Przypadną sobie do gustu, a potem Hana będzie wspierać nową koleżankę w trudnym okresie życia. Tyle mogę powiedzieć.
- Jak Przemek zareaguje, gdy dowie się, że ma siostrę?
- On cały czas żył w nieświadomości, że gdzieś tam daleko, w Izraelu, mieszka
jego starsza siostra. Gdy się o tym dowie, będzie w szoku. Dla Hany to spotkanie przyniesie wyłącznie pozytywne emocje, bo od zawsze wie, że ma brata. Cały czas marzyła, by go poznać i w końcu dopnie swego.
- No, ale Przemek
ją zaakceptuje, prawda?
- Na szczęście mają tego samego ojca, więc w połowie są tak samo fajni (śmiech). Wspólne geny zrobią swoje - dogadają się! Mogę zdradzić, że połączy ich muzyka.
- Czy
to Przemek załatwi siostrze pracę w szpitalu?
- Hanę zatrudni Stefan Tretter. To będzie jedna z jego ostatnich decyzji jako dyrektora szpitala. Moja bohaterka sprawdzi się w akcji. Już
pierwszego dnia w Leśnej Górze pokaże, że ma duże umiejętności.
Ona jest wolną duszą, dużo podróżowała, brała udział w licznych sympozjach, poznała wielu ludzi, ale przyszedł czas na szukanie korzeni. Przekroczyła trzydziestkę i coraz bardziej docieka, dlaczego jest taka, a nie inna. W Polsce zostanie z ciekawości. Ma tu fajnego brata, tatę, może czeka ją coś ciekawego?
- Mówisz w serialu z akcentem?
- Miałam dylemat. Stwierdziłam, że na dłuższą metę mówienie z akcentem byłoby trudne, bo musiałabym się tego długo trzymać. Pozwalam sobie jedynie na różne drobne niedociągnięcia językowe.
- Byłaś kiedyś w Tel Awiwie, rodzinnym mieście Hany?
- Tylko na lotnisku, skąd od razu pojechałam autobusem do Jerozolimy. Byliśmy tam tydzień na festiwalu teatralnym ze spektaklem "Kosmos" Jerzego Jarockiego. Bardzo chciałam pojechać do Tel Awiwu na jednodniową wycieczkę, ale niestety nie udało się. Liczę, że dzięki roli w serialu uda nam się tam polecieć. Byłoby przecudownie!
- Czy mogłabyś - tak jak Hana - być lekarzem?
- Gdy ktoś ma powołanie do tego zawodu, podziwiam. Ja go nie posiadam; nie mam wystarczającej
odporności psychicznej. Tym różnię się od Hany, że za bardzo się przejmuję. Nie potrafiłabym udźwignąć odpowiedzialność za życie tylu ludzi. Na pewno przenosiłabym pracę do domu, przejmowałabym się losem każdego pacjenta. Żeby to zmienić, musiałabym dużo w sobie przewalczyć.
- Czy na planie "Na dobre i na złe" można poczuć się jak w prawdziwym szpitalu?
- Ta rola jest napisana tak sugestywnie, że czuję się lekarzem. Na razie nie nagrywaliśmy jeszcze sceny operacji, ale wiele innych ujęć pozwoliło mi wczuć się w atmosferę Leśnej Góry.
- Oglądasz "Na dobre i na złe"?
- Tak, od czasu do czasu. Zawsze lubiłam ten serial i myślałam, że gdybym miała gdzieś się zakorzenić, wybrałabym właśnie "Na dobre i na złe". Mam do niego sentyment, bo 7-8 lat temu zagrałam w nim jednoodcinkowy epizod.
- Kim była twoja bohaterka?
- Przyjechała do szpitala rodzić, a potem nie chciała wziąć ze sobą dziecka. W pewnym sensie historia zatoczy koło, bo Hana
rozpocznie przygodę z Leśną Górą od ratowania noworodka, którego porzuciła matka.
- Czyli nie zastanawiałaś się nad przyjęciem tej propozycji?
- Od razu mnie zelektryzowała! Już w szkole teatralnej, ze względu na urodę, miałam monopol na granie Żydówek. Gdy była do obsadzenia Rachela, od razu wiedziałam, że dostanę tę rolę (śmiech). Mimo że nasz synek jest jeszcze malutki, pomyślałam, że sobie poradzę i przyjęłam propozycję. Ze strony produkcji dostałam wielkie wsparcie, wszyscy mnie zapewniali, że damy radę.
- Zabierasz synka na plan?
- Jeśli jest taka konieczność. Mamy wtedy pokój, gdzie możemy odsapnąć. Jestem pełna uznania i wdzięczna, że mam takie warunki. Trudno rozstać się z malutkim dzieckiem i wrócić do pracy. Pomyślałam jednak, że jeśli teraz odmówię, taka okazja może się już nie powtórzyć. Dzięki temu, że mam super partnera, wszystko poukładałam, mogę grać i właściwie nie odczuwamy rozstania.
- Czy macierzyństwo cię zmieniło?
- Pewnie! Podobno podczas ciąży ogromna liczba hormonów ulega przetasowaniu. Gdybyście wy, mężczyźni zachodzili w ciążę, umieralibyście po trzech miesiącach. Są takie badania.
- Jestem to sobie w stanie wyobrazić...
- Zmiany hormonalne są gigantyczne. Czuję, że jestem inna, bardziej dojrzała. Po prostu jestem matką. W końcu czuję się pełna.
- Dałaś popalić partnerowi, gdy byłaś w ciąży? Biegał do sklepu po ogórki kiszone?
- Aż tak nie (śmiech) Byłam bardziej wrażliwa. Nie mogłam oglądać brutalnych filmów, spektakli, czytać niepozytywnych książek czy artykułów. Tak to się objawiało. A jadłam tylko chleb! To był szczyt kulinarnych udziwnień! Zjadałam trzy kromki z masłem albo serkiem topionym i czułam się najedzona. Szłam na górę, bo
mieszkaliśmy w domku na wsi, i po chwili wracałam do kuchni. Potrafiłam pochłonąć pół bochna. To było to! Od dawna nie jem mięsna, więc Bruno jest warzywno-chlebowy. Urósł duży i wszystko jest w porządku.
- Czym się zajmowałaś, gdy byłaś w ciąży?
- Czytałam, słuchałam muzyki, chodziliśmy na koncerty i urządzaliśmy mieszkanie.
Pracuję od 2002 roku, po ośmiu latach pierwszy raz miałam kilka miesięcy dla siebie, dla związku. To było świetne oczyszczenie. Zrobiłam bilans, czego chcę, a czego - nie. Wspaniały czas.
Rozmawiał Kuba Zajkowski