Jak się Pani czuje w szpitalnym bufecie, w roli następczyni słynnej p. Burczykowej?
Magdalena Zawadzka: Prowadzenie bufetu było dla mnie takim samym zaskoczeniem, jak dla widzów! Myślę, że dla mojej postaci jest to po prostu szansa na kontakt z ludźmi. Na wyrwanie się z domowych obowiązków, do których życie zmusiło Klarę w kolejnych związkach.
A co będzie dalej? W "Na dobre i na złe" odcinki są pisane właściwie na bieżąco, więc zupełnie nie wiem, co mnie czeka. Marzą mi się ciekawe do zagrania, pogłębione psychologicznie sceny - coś zaskakującego. I wierzę, że tak znakomita scenarzystka, jak p. Ilona Łepkowska poprowadzi moją postać w tym kierunku.
A czy prywatnie lubi się Pani zajmować kuchnią?
MZ: Nie, nie lubię! Klara, jeśli chodzi o umiejętności kulinarne, jest moim zaprzeczeniem! Co prawda ja też gotuję, bo zmusza mnie do tego życie, ale zamiast spędzać czas nad garnkiem, wolę np. coś ciekawego poczytać.
I nie pociąga Pani zdrowy styl życia p. Burczykowej?
MZ: Może to jest zdrowe, ale za to śmiertelnie nudne i niesmaczne! Ja te wszystkie ziółka, napary i gotowanie bez przypraw wolę odłożyć na "kiedyś"!
Ma Pani na koncie wiele wspaniałych ról, teatralnych i kinowych - czy przy takim zawodowym "bagażu" zdarza się Pani jeszcze trema?
MZ: Ależ trema wcale nie znika w miarę upływu lat i nabytego doświadczenia! Trema jest czymś całkowicie irracjonalnym, spoza granic rozumu. Teraz boję się tak samo, jak kiedyś, a nawet bardziej, bo dzisiaj mam już wobec publiczności pewne zobowiązania.
A zdarzyło się już pani, że trema była uzasadniona? Pamięta Pani np. jakąś swoją aktorską wpadkę?
MZ: Kiedyś grałam w przedstawieniu "Życie jest snem" - po dwustu spektaklach sztuka zeszła z afisza, ale po dwóch tygodniach nagle ją przywrócono. I na przedstawieniu okazało się, że zapomniałam, wręcz wyrzuciłam z głowy cały tekst roli! Najwyraźniej mój umysł zarejestrował sygnał, że sztuka zeszła z afisza i automatycznie opróżnił "szufladę" z jej tekstem. A ja przeżyłam wtedy na scenie szok: po zaledwie dwóch tygodniach nie mogłam sobie przypomnieć nawet paru słów roli! Podpowiadali mi wszyscy: sufler, koledzy i jakoś - z trudem - dobrnęłam do końca przedstawienia. Zrozumiałam wtedy, że mózg pracuje właściwie poza naszą świadomością. Zresztą, może to i dobrze, że tak właśnie funkcjonuje?
Mózg elektroniczny pewnie nie miałby takich problemów... A właśnie: jest Pani tradycjonalistką, czy lubi nowości, także techniczne? Zagląda Pani np. do internetu?
MZ: Jestem raczej tradycjonalistką i to właściwie we wszystkich dziedzinach życia. Ale na bazie tradycji mile witam nowości - choć podchodzę do nich z dystansem. A jeśli chodzi o Internet, to wolę jednak kontaktować się z ludźmi i żywym słowem, niż z elektroniką...
Tradycje to też gromadzone przez lata pamiątki...
MZ: Właściwie, jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to gromadzę głównie interesujące recenzje i zdjęcia. A prywatnie, najmilsze pamiątki to oczywiście te, które dostałam od kogoś albo po kimś. Te rzeczy tworzą mój domowy świat, nadają mu ciepło, rys indywidualności. Wiążą się ze wspomnieniem drogich mi osób i dlatego nie umiałabym się z nimi rozstać.
Gdy pada Pani nazwisko, chyba każdemu widzowi kojarzy się z hasłem "dama polskiej sceny". Co dla pani oznacza termin "bycie damą"?
MZ: Przede wszystkim kojarzy mi się z umiejętnością właściwego znalezienia się w każdej życiowej sytuacji. Dama - jak potrzeba - powinna umieć obrać kartofle, wyszorować podłogi, jak i porozmawiać w kilku językach na wszystkie możliwe tematy. Ale przede wszystkim damą nie jest osoba, która damę udaje....
A co oznacza dla Pani kobiecość?
MZ: Moim zdaniem, kobiecość jest sprawą wrodzoną, tak jak wdzięk czy inteligencja. Albo się ją ma albo nie: nie można się tego nauczyć czy naśladować. A samo pojęcie jest tak ogromne, że na ten temat powinni się raczej wypowiadać eksperci płci przeciwnej...
Myśli Pani, że mężczyzna potrafi dobrze ocenić kobietę?
MZ: Mężczyzna doskonale czuje, czy ma do czynienia z kobietą czy z "babo-chłopem"! A kogo sobie wybierze, to już zależy od jego upodobań i potrzeb...
Gdyby ze wszystkich swoich ról miała Pani wybrać jedną, przez którą na zawsze zapamiętają Panią widzowie, która by to była?
MZ: Widzowie już za mnie wybrali: to Basia Wołodyjowska. Ta postać jakoś szczególnie przypadała im do gustu i serca. Ale gdy rola serialowej Klary ciekawie się rozwinie - ciekawie dla mnie, jako aktorki - to będzie mi miło, jeśli widzowie zapamiętają właśnie ją, bo uważam serial "Na dobre i na złe" za wyjątkowo dobry.
A gdyby to pani miała zapamiętać tylko jeden film - albo inne dzieło sztuki - ze wszystkich, jakie dotąd zobaczyła?
MZ: To niemożliwe, żeby wybrać tylko jedno dzieło! Widziałam tyle wspaniałych obrazów, spektakli teatralnych, książek... To tak, jakby z całego świata podać imię tylko jednego człowieka, który dla nas coś znaczył! Jak wybrać między matką, synem, mężem czy ojcem? To po prostu niemożliwe!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska