Interesuje się Pan komputerami? Pytam, bo nasz wywiad ukaże się w Internecie, a poza tym zagrał Pan ostatnio hakera...
Bartosz Obuchowicz: Nie, nie interesuję się komputerami i nie jestem też hakerem. Natomiast moja postać (Mac Fly) jest hakerem, ale dobrym - nie kradnie. To chłopak wcześnie osierocony i tak zafascynowany komputerami, że właściwie nie umie nawiązać kontaktu z otoczeniem. Całe życie siedzi tylko "z głową w monitorze".
A Pan pół życia spędził na ekranie telewizora - wcielając się w kolejnych bohaterów. Jak właściwie zaczęła się ta przygoda z filmem?
BO: Od kursu tańca, na którym nauczycielka stwierdziła, że mam poczucie rytmu i powinienem iść do zespołu tanecznego. Z kolei w zespole okazało się, że mam zdolności aktorskie, więc ojciec kolegi wziął mnie do reklamy. Później ktoś inny zaproponował mi występy w teatrze i tak potoczyło się to dalej... A z kamerą pierwszy raz zetknąłem się podczas kręcenia teatru tv na podst. "Chłopców z placu broni", gdy miałem ok. 10 lat. Wszystkim zajmowała się wtedy moja Mama. Dbała o to, żebym jakoś godził pracę z nauką i na początku była też moją agentką.
Nie miał Pan przez pracę w filmie problemów ze szkołą? Z kolegami, nauczycielami?
BO: Miałem, choć w liceum dużo mniejsze, niż w podstawówce. Zdarzali się nauczyciele, którzy mieli jakieś "ale" tylko dlatego, że pracowałem. W podstawówce miałem np. ciężkie przejścia z panią od polskiego, która w dodatku została dyrektorką. Na koniec roku za każdym razem musiałem zaliczać polski co najmniej z semestru. Mimo, że miałem zaliczone wszystkie klasówki (i to nawet dość dobrze), na koniec zawsze dostawałem dwóje i jedynki. Ale jakoś to przezwyciężyłem!
I teraz jest Pan studentem psychologii...
BO: Tak, zdałem na psychologię i studiuję zaocznie. Myślę, że ten kierunek pozwala trochę inaczej spojrzeć na świat. Poza tym nie można przecież koncentrować się tylko na jednym. W aktorstwie raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Czasami może być ciężko, więc drugi kierunek zawsze się przyda. Choć oczywiście mam nadzieję, że w przyszłości nadal będę grał w serialu i dostawał propozycje filmowe.
No właśnie, co oznacza dla Pana występ w "Na dobre i na złe"?
BO: Przede wszystkim popularność. Przed "Na dobre..." nikt nie rozpoznawał mnie na ulicy - teraz prawie wszyscy. Poza tym serial nauczył mnie chyba cierpliwości. Wcześniej zawsze miałem z tym problemy. Byłem młodszy, więc siedzenie na planie i "nicnierobienie" strasznie mnie denerwowało. Natomiast w Sękocinie nie ma od tego ucieczki, więc musiałem się jakoś przyzwyczaić.
Przepis na sukces a la Obuchowicz?
BO: Nie mam takiego - nigdy nawet nie planowałem, że będę aktorem! W moim przypadku sukces to w dużej mierze zwykły fart. Nie wiem, może czuwa nade mną szczęśliwa gwiazda?
Ale chyba ma Pan jakąś radę dla rówieśników, którzy marzą o filmie i karierze?
BO: Najlepiej niech sobie wyobrażą, że są już aktorami. Wtedy będą do tego przez cały czas dążyć, nawet podświadomie - to mechanizm samospełniającego się proroctwa. Poza tym muszą zbierać jak najwięcej doświadczeń: chodzić na castingi, nie bać się grania w reklamie... Ja od początku robiłem bardzo różne rzeczy i niczego nie żałuję.
Jest Pan introwertykiem czy ekstrawertykiem?
BO: Holender, nie wiem! Myślę, że dużo uczuć skupiam w sobie, ale bywam też impulsywny i wtedy muszę się jakoś wyładować. Idę np. potrenować na "worek" do piwnicy albo ostro gram w bilard. Kupno stołu bilardowego, za honorarium z filmu "Cwał", to jedno z moich spełnionych marzeń.
Gra Pan na pieniądze?
BO: Rzadko. Czasami z kolegami, ale to nigdy nie są duże sumy - tak do 10 zł.
Najważniejsze wydarzenie w Pana życiu?
BO: Chyba moment, gdy poznałem moją dziewczynę, Karolinę. Spotkaliśmy się na sylwestra, zakochali od pierwszego wejrzenia (a przynajmniej ja) i od tej pory jesteśmy razem. To było dla mnie bardzo ważne przeżycie.
A 18-te urodziny nie były ważną datą? Jak w ogóle je Pan spędził?
BO: We dwoje, tylko z moją dziewczyną. A jeśli chodzi o imprezę, to razem z kolegami z klasy łączyliśmy nasze 18-tki i w sumie miałem ich chyba ze trzy! Ale nie była to dla mnie data szczególna. Upragnione prawo jazdy, na które strasznie długo czekałem, zrobiłem już rok wcześniej, a dowód osobisty przydaje mi się tylko w niewielu sytuacjach. Choć oczywiście mogę iść teraz do baru i gdy ktoś zapyta, czy jestem pełnoletni pokazać dowód - a to jest ważne!
Jakieś marzenia na nowej, dorosłej drodze życia?
BO: Mieć wielki dom w górach i wystarczająco pieniędzy na koncie, żeby móc tam mieszkać i jeździć na snowbordzie. A do tego szczęśliwa, duża rodzina - wystarczy trójka dzieci...
Mógłby Pan dokończyć zdania? Na co dzień denerwuje mnie...
BO: Gdy jadę samochodem, przynajmniej raz dziennie, głupota kierowców i pieszych.
Śmieszą mnie...
BO: Zabawne filmy i dobre kawały. Szczególnie te świńskie, które znam zresztą z planu - od jednego z filmowców. Ale nie opowiem żadnego, bo są naprawdę niecenzuralne!
Boję się...
BO: Szczurów. Nie mówię oczywiście o szczurach oswojonych i trzymanych w klatce. Chodzi o szczury z kanalizacji, takie wielkości kota. Gdy zalęgły mi się w domu naprawdę musiałem przezwyciężyć lęk, żeby je zwalczyć. Czuję do nich odrazę.
Dojrzałość to...
BO: Odpowiedzialność za własne czyny. Przemyślenie każdej decyzji.
Czuje się już Pan dojrzały?
BO: Nie, jeszcze nie do końca. Aczkolwiek na pewno dzisiaj bardziej, niż kiedyś!
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska