Jak się czujesz po powrocie na plan serialu? Po tak długiej przerwie?
Karolina Borkowska: Jestem po prostu szczęśliwa! Na plan wróciłam dopiero we wrześniu, ale przez całe wakacje dzwoniłam i dopytywałam się: "No, co tam jest w scenariuszu?". "Napisałaś do domu list". "O rany, a nie piszę może, że wracam do Polski?". W czasie tej przerwy bardzo mi wszystkich brakowało. Na planie jesteśmy ze sobą bardzo zżyci - nie wiem, może dlatego, że już tak długo ze sobą pracujemy? Brakowało mi całej ekipy: panów od oświetlenia i nagłośnienia, operatorów, pań z charakteryzacji, atmosfery pracy... Nawet słowa "Akcja!" i mentolu, który kładą nam do oczu, żeby wywołać łzy!
A co sprawia Ci w aktorstwie największą przyjemność?
KB: Największa radość to fakt, że doceniają mnie widzowie. Na przykład ostatnio, gdy byłam w sklepie mięsnym, pani, która podawała mi pierś kurczaka nagle powiedziała, że chce mi bardzo podziękować. Ja pytam "Ale za co?". "Bo pani w ostatnim odcinku dała mi tyle radości i tyle łez...". Myślę, że to jest w tym zawodzie najpiękniejsze. Ale dużą przyjemność czuję też, gdy mam trudną scenę, w której muszę dać z siebie wszystko - a Agnieszka ciągle wpada w jakieś histerie, więc takich scen nie brakuje - i czuję później, że to mi się udało. Na przykład, gdy po nagraniu podchodzi do mnie reżyser i mówi: "Bardzo dobrze!".
Po powrocie zastałaś na planie spore zmiany. Przede wszystkim, musisz grać z niemowlakiem - to dla Ciebie trudne?
KB: No, tak... Mam 20 lat, ale jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z tak małym dzieckiem! Na początku nie wiedziałam nawet, jak je wziąć na ręce! Jego mama wszystko mi tłumaczyła - "O, tutaj trzeba go wziąć, tutaj poklepać..." - a ja myślałam tylko: "O rany boskie, ja tego nie zrobię!". Ze strachu miałam zgrabiałe ręce. Chyba najbardziej bałam się, że mogę dzieckiem za mocno potrząsnąć. Ale w końcu jakoś zaczęłam do niego zagadywać, łaskotać... On zaczął się uśmiechać, łapać mnie za palce... Pomyślałam, że gdy będę odważniejsza, dziecko też poczuje się pewniej. Teraz mały najbardziej lubi wtulić się w moją szyję i tak już zasypia...
Nie brakuje Ci na planie serialowej mamy? Jak w ogóle wspominasz pracę z Ewą Skibińską?
KB: To niezwykle ciepła i życzliwa osoba. Przed trudnymi scenami, gdy cała się spinałam - np., gdy Agnieszka wyznawała, że bierze narkotyki - zawsze mi pomagała. Mówiła o "wyzwalaniu intencji spod żołądka", o "cyrkulacji myśli"... Podpowiadała, jak wydobyć przed kamerą uczucia. Na odprężenie robiła mi nawet masaże pleców albo po prostu długo trzymała za ręce... Tak, że naszą współpracę wspominam bardzo miło. Z okazji Dnia Matki zawsze wysyłam jej nawet sms-em życzenia. A w komórce zapisałam jej numer pod "MAMA 2". Chciałabym, żeby naprawdę była w mojej rodzinie - np. jako ciocia.
Nie boisz się, że po tym, jak Agnieszka usunęła ciążę, stracisz sympatię widzów?
KB: Nie, myślę, że przy tym, jak Agnieszka się zmieni, po śmierci jej matki, widzowie spojrzą na to trochę przez palce. W życiu Agnieszki będzie się teraz bardzo dużo działo: zacznie pracę, znajdzie chłopaka, stanie się w końcu odpowiedzialna... Zresztą ta dziewczyna ciągle ma jakieś problemy: jak nie narkotyki to kradzież, jak nie romans w Stanach to aborcja... A ja się z tego cieszę! Dzięki temu mam co grać. Ludzie często mnie pytają, czy Agnieszka wróci do Tomka. A ja zawsze odpowiadam: "Byle nie wróciła!". Bo znowu zacznie się nudna sielanka...
OK, chciałabyś jeszcze coś dodać na koniec?
KB: Niech "Na dobre i na złe" trwa jak najdłużej! Niech Agnieszka ma problemów ile wlezie - bo będzie ciekawiej. Ale niech już tak często nie płacze... A tak poza tym, chciałam podziękować całej ekipie, bo tak naprawdę to, co osiągnęłam, zawdzięczam właśnie ich pracy.
Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska