Życie nie znosi próżni. Hana odeszła,
w Leśnej Górze pojawi się jej siostra Sara, którą grasz.
Moja postać jest związana z Haną (Kamilla Baar – przyp. aut.), ale od
wielu lat ich losy nie przeplatały się ze sobą. Rzadko się widywały,
prowadziły życie z dala od siebie. Sara przeniosła się z mężem z
Izraela do Bostonu. W scenach, które dotychczas nagrałam, moja
bohaterka niewiele mówiła o śmierci Hany. Ten temat nie jest na razie
roztrząsany. Sara wie, że jej siostra zginęła, to wszystko. Wątki
naszych bohaterek nie są ze sobą powiązane, ale wiem, że są zakusy, by
to zrobić.
Szykuje się ślub Sary z Gawryło?
Jest jeszcze historia z Radwanem, bohaterem Mateusza Damięckiego. Na
razie poznałam scenariusze kilku odcinków, cały czas powstają nowe.
Znajduję się w interesującym położeniu - nie wiem, co w dalszej
perspektywie wydarzy się w życiu Sary. Gram ją tu i teraz i czekam na
rozwój sytuacji.
Skoro twoja bohaterka nie przyjedzie
do Polski ze względu na Hanę, to z jakiego powodu trafi do Leśnej Góry?
Sara jest wysokiej klasy ginekologiem. Przyjedzie, by dokonać bardzo
skomplikowanej operacji dziecka w łonie matki, którą potrafi
przeprowadzić garstka specjalistów na świecie. Nie powiem, co się
będzie działo, o czyje dziecko chodzi, natomiast ta historia zaważy na
różnych decyzjach mojej bohaterki. W Stanach został jej mąż,
zobowiązania, zobaczymy, czy przeniesie się do Polski na stałe.
Możliwości jest dużo.
Czy zaaklimatyzowałaś się już na
planie „Na dobre i na złe”
Pierwszego dnia myślałam, że zemdleję z nerwów...
Stresowałaś się? Poważnie?
Gdy wchodzi się w środowisko, w którym ludzie znają się i przyjaźnią od
wielu lat, przypomina to trochę wskakiwanie do jadącego pociągu. Trzeba
działać szybko i sprawnie. Taki stres mnie motywuje, daje adrenalinę.
Już pierwszego dnia na planie musiałam sobie radzić podczas wybierania
czepka lekarskiego. Okazuje się, że to nie takie oczywiste, bo
większość jest podpisanych i zarezerwowanych! Wybuchło kilka awantur;
Mateusz Damięcki nie chciał mi oddać swojego (śmiech). Koniec końców i
tak mam najładniejszy - w małpki.
Dzisiaj pracujesz w serialowej Leśnej
Górze, a kiedyś regularnie śledziłaś losy bohaterów serialu sprzed
telewizora.
Swego czasu byłam wielką fanką tego serialu, do tego stopnia, że
kazałam rodzicom oglądać każdy odcinek! Rodzina była skazana na „Na
dobre i na złe” podczas niedzielnych obiadów. Stół był ustawiony do
telewizora, jedliśmy pieczonego kurczaka i przyglądaliśmy się krwawym
operacjom (śmiech). Znałam losy wszystkich bohaterów. Bardzo lubiłam
wątek siostry Bożenki (Edyta Jungowska – przyp. aut.) i Marka (Paweł
Wilczak – przyp. aut.), który zaginął w dramatycznych okolicznościach.
Ostatnio nie śledzę regularnie losów bohaterów „Na dobre i na złe”, bo
zmieniła się pora emisji, a ja prowadzę inne życie i brakuje mi czasu
na oglądanie serialu. W związku z tym, gdy dostałam rolę Sary, musiałam
zapoznać się z nowymi realiami Leśnej Góry. Podoba mi się na przykład
wątek doktora Zapały (Marcin Rogacewicz – przyp. aut.).
Czy można cię zobaczyć w jakimś
spektaklu teatralnym?
Miałam dwa bardzo intensywne lata w warszawskim Teatrze Ateneum. Na
nowy sezon szykują się dwie premiery, czekam na decyzje; zobaczymy, co
przyniesie czas. Gram teraz w spektaklu Janusza Wiśniewskiego „Dziewice
i mężatki”, który bardzo cenię. Mam niesamowity kostium,
charakteryzację, wszystko składa się w całość - czuję, że w pełni
przeżywam akt sztuki. Ten spektakl jest dowodem, że w czasach, gdy na
scenach króluje hiperrealizm, można robić sztuki jak przed laty.
Aktorzy są przyzwyczajeni, że podczas budowania postaci bazują na
własnych emocjach, improwizacji, a tutaj, podczas prób, które trwały
cztery miesiące, spotkałam się z zupełnie innym rodzajem pracy. Byliśmy
kierowani przez reżysera, w pewnym sensie staliśmy się marionetkami w
jego rękach. Zaufałam Januszowi Wiśniewskiemu, nie obruszałam się, gdy
coś nie do końca mi pasowało i jestem bardzo wdzięczna za tę naukę. To
było niesamowite doświadczenie, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam.
Dobrze mnie nastroiło spotkanie z
tobą. Jesteś wulkanem pozytywnej energii!
Bardzo dziękuję. Jest rano, nie wiesz, co się ze mną dzieje wieczorem
(śmiech). Zawsze miałam dużo energii. Może dlatego, że ciągle jestem w
ruchu? Gdybym siedziała w miejscu, mogłabym oszaleć. Dużo zapału i siłę
dają mi dzieci i pies, z którym codziennie trzeba wyjść kilka razy na
dwór. Jakiś czas temu przeniosłam się na trzy lata w góry, co też
wpłynęło na mnie pozytywnie. Gdy wróciłam do Warszawy, spojrzałam na
siebie z innej perspektywy. Poczułam, że panuję nad sytuacją, co w
pędzie zawodowym jest niemożliwe. Już nie mam ciśnienia, zaczęłam żyć;
mam większy luz i spokój wewnętrzny.
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski