Wątek twojej bohaterki w
„Na dobre i na złe” zacznie się się bardzo widowiskowo. To historia
rodem z dobrego kryminału!
W pierwszych dwóch odcinkach „Na dobre i na złe” z udziałem mojej
bohaterki wydarzy się tyle, ile w filmie pełnometrażowym. Taki jest
pomysł na tę postać. Widzowie poznają Karolę w dramatycznych
okolicznościach. Wybiegnie ze swojej taksówki, porwie ze stołu w
ogródku restauracji nóż i... Więcej nie zdradzę, zapraszam przed
telewizory.
Może jednak odsłonisz
rąbek tajemnicy?
Dojdzie do wielu dramatycznych zdarzeń. Problemy, zamiast się kończyć,
będą się mnożyć. Na szczęście w życiu często jest tak, że gdy robi się
coś dobrze, ktoś prędzej czy później to zauważa. W życiu mojej
bohaterki nastąpi zwrot o 180 stopni i zacznie pracować jako przełożona
pielęgniarek w Leśnej Górze.
Jaką osobą jest twoja
bohaterka?
Karola to twarda, zdecydowana kobieta. Radzi sobie z wieloma
przeciwnościami losu, bo ma o kogo walczyć. Samodzielnie wychowuje
chorego synka. Jej życie nie jest usłane różami, ale zapewniam, że w
tym wątku nie zabraknie też komicznych zdarzeń.
A ty jak odnalazłaś się w
nowej rzeczywistości - na planie serialu, który powstaje od wielu lat?
Nigdy nie miałam dużej, stałej roli w telewizji. Grałam w różnych
serialach, ale gościnnie. Na początku kariery najważniejszy był dla
mnie teatr, gdzie mogłam doskonalić warsztat aktorski. Rola w serialu
„Na dobre i na złe” to dla mnie nowe wyzwanie. O produkcji mogę mówić
tylko pozytywnie - na planie panuje rewelacyjna atmosfera, czuję się
tam wspaniale. Organizacja stoi na najwyższym poziomie, serial od wielu
lat tworzy zgrany zespół, który się uzupełnia i znakomicie ze sobą
współpracuje. Wszyscy aktorzy są doskonale przygotowani, znają tekst i
wspólnie omawiają, jak zagrać kolejne sceny. Podoba mi się takie
zaangażowanie.
Spotkałaś na planie
jakichś znajomych?
Znam Kasię Dąbrowską (Wiktoria Consalida – przyp. aut.) i Piotrka
Garlickiego (Stefan Tretter – przyp. aut.), z którymi pracuję w
warszawskim Teatrze Współczesnym. Przez chwilę występował z nami
Grzegorz Daukszewicz (Adama Krajewskiego – przyp. aut.). Z kolei
serialowy doktor Van Graaf, czyli Redbad Klijnstra, kilkanaście lat
temu reżyserował spektakl, w którym grałam. Reszty ekipy aktorskiej nie
znałam osobiście, ale dają się bardzo szybko poznać.
Dlaczego wcześniej nie
grałaś dużej, stałej roli w serialu? Nie chciałaś, czy tak ułożyło się
twoje życie zawodowe?
Tak się po postu złożyło, to był naturalny proces. Mam dwóch
wspaniałych synków, którym chciałam zapewnić normalne dzieciństwo.
Praca w teatrze absorbowała mnie na tyle, że nie mogłam sobie pozwolić
na inne role. Te, które mogłam przyjąć, przyjęłam. Karola z „Na dobre i
na złe” wydawała mi się interesująca, więc z radością zgodziłam się ją
grać.
Nie wspomniałaś o innym
zajęciu, które cię bardzo absorbuje. Jesteś królową dubbingu!
Ostatnio usłyszałam, że jestem żeńskim Jarkiem Boberkiem, o którym mówi
się król dubbing. Rozbawiło mnie to i ucieszyło, ponieważ bardzo cenię
jego dokonania. Lubię pracę w studiu dźwiękowym, daje mi dużo
przyjemności. W szkołach aktorskich nikt nas tego fachu nie uczy, do
tego świata trafia się z polecenia. Przed laty, dzięki uprzejmości
koleżanki, poszłam na jedno nagranie. Potem było kolejne, mój głos się
spodobał i dzisiaj ta praca to ważna część mojego życia zawodowego.
Okazało się, że mam do tego dryg, że dobrze pracuję z mikrofonem. To
nie jest zajęcie dla każdego, w dubbingu trzeba robić kilka rzeczy
naraz – słuchać, czytać, patrzeć, mówić i grać. Super zabawa!
Dużo pracujesz także w
teatrze. W jakich spektaklach można cię teraz oglądać?
Od wielu lat jestem związana z Teatrem Współczesnym, gdzie obecnie
występuję w kilku sztukach, między innymi „Bucharest calling”, „Czasie
barbarzyńców”, „Lepiej już było...” i „Kamień”. Czasami biorę udział w
spektaklach innych teatrów, współpracowałam z Teatrem Narodowym,
Teatrem Studio i Teatrem Polskiego Radia. Takie spotkania są ożywcze –
spotykam się z innymi aktorami, reżyserami, dzięki czemu dostaję nowe
impulsy do działania i rozwoju.
A gdzie szukasz takich
impulsów w życiu prywatnym?
W związku z tym, że mam dwójkę dzieci, muszę dobrze organizować życie.
Wstaję rano, odprowadzam jednego syna do przedszkola, drugiego do
szkoły i mogę skupić się na sobie. Mam dwie godziny dziennie na
rozwijanie pasji, bo praca w studiu czy teatrze zazwyczaj zaczyna się o
dziesiątej. Wbrew pozorom to bardzo dużo! Chodzę na jogę, która pozwala
mi się wyciszyć, zachować równowagę i pokorę, oraz zajęcia pole dance
(taniec na rurze – przyp. aut.), czyli połączenia tańca z gimnastyką i
fitnessem. Te zajęcia to dla mnie odskocznia od codzienności i sposób
na utrzymanie dobrej kondycji.
Przyjemność sprawia mi też robienie przetworów domowych, więc gdy tylko
pozwala mi na to czas, chętnie szykuję zapasy na zimę. Nic mi tak nie
smakuje, jak domowej roboty kiszone ogórki lub buraki.
Jesteś wegetarianką?
Nie jestem, chociaż staram się, aby w mojej diecie dominowały warzywa.
Jest jedna, jedyna rzecz, dla której nie mogłabym być wegetarianką -
nie wyobrażam sobie życia bez kiełbasy pieczonej na ognisku. Smak jej
spieczonej skórki jest wyjątkowy! Kojarzy mi się z dzieciństwem i
wyjazdami na obozy harcerskie. W dalszym ciągu, gdy myślę o odpoczynku,
widzę ognisko i jezioro.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski