Dlaczego tak długo
czekałeś na dużą rolę w telewizji?
Mam dwadzieścia osiem lat, ale dość późno zdecydowałem się iść na
studia aktorskie. Gdy byłem małym chłopcem, obejrzałem film „Braveheart
– Waleczne serce” i stwierdziłem, że chcę jak Wallace jeździć na koniu
i spuszczać łomot Anglikom. Od tego momentu konsekwentnie powtarzałem,
że zostanę aktorem, ale po maturze się przestraszyłem. Dwa i pół roku
byłem studentem wychowania fizycznego na prywatnej uczelni w Warszawie,
bo stwierdziłem, że skoro trenuję taniec towarzyski, najlepsze będą dla
mnie studia związane ze sportem.
Ale nie były?
Na trzecim roku, gdy zbliżała się obrona pracy licencjackiej, zostawiła
mnie partnerka taneczna. Trenowałem taniec towarzyski przez dwanaście
lat, od wczesnych lat młodości prawie co tydzień jeździłem na turnieje.
W moim rodzinnym domu w Hajnówce kurzą się medale i plastikowe
pozłacane puchary. Miałem już tego po dziurki w nosie, nie chciało mi
się szukać kolejnej dziewczyny do tańca, rzuciłem szkołę i wróciłem do
marzeń z dzieciństwa. Koło się zamknęło, dostałem się do Warszawskiej
Szkoły Filmowej i teraz spełniam marzenia.
Jak wypadają w zderzeniu
z rzeczywistością?
Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę realizować się w tym zawodzie. Na
etapie szkoły filmowej często słyszałem, że jeśli jedna, może dwie
osoby z roku się przebiją, będzie dobrze. Pamiętam jak siedziałem na
klatce schodowej, paliłem papierosa i wyobrażałem sobie plan filmowym,
na którym jestem. Szybko dostałem pierwszą szansę, pod koniec
pierwszego roku zagrałem w dwóch filmach fabularnych. Niestety jeden
nie został dokończony, a drugi ostatecznie nie trafił do dystrybucji.
Ojciec powiedział mi wtedy, że może to nie ten czas, że może dobrze się
stało, bo by mi woda sodowa strzeliła do głowy. Czasem lepiej poczekać
i ciężko popracować. Potem przyszły mniejsze i większe role w filmach i
serialach, dostałem nawet nagrodę aktorską, która wygląda jak
popielniczka (śmiech).
Teraz masz okazję pokazać
co potrafisz milionom widzów serialu „Na dobre i na złe”. Czy
traktujesz tę rolę jako szansę dla siebie?
Kiedyś pracowałem w Katowicach na planie etiudy szkolnej, gdzie miałem
scenę, w której musiałem wyżywać się na słupku. Walnąłem w niego ręką
tak mocno, że mnie potem bolała. Ktoś wtedy do mnie powiedział - stary,
weź nie leć tak na maksa, bo to nie jest plan Spielberga. A ja
odparłem, że na pewno nie wystąpię w jego filmie, ale mogę wszędzie
grać tak, jakbym był u niego na planie. Do każdej roli podchodzę
poważnie, zawsze angażuję się na sto procent i wkładam całe serce. Tak
samo jest w przypadku Maćka z „Na dobre i na złe”, choć na pewno to dla
mnie wyjątkowa postać. Pierwszy raz mam okazję budować rolę w serialu w
wielu odcinkach.
Czy ta rola daje ci duże
możliwości aktorskie?
Wcześniej zazwyczaj grałem charakterystyczne postaci - łobuzów,
dresiarzy, niepełnosprawnego chłopaka, a Maciek to normalny chłopak. Ma
nowotwór, zakochał się w dziewczynie, ale to mogłoby spotkać każdego z
nas. Musiałem tę postać zbudować w warstwie psychologicznej, trochę w
sobie poszukać. Punktem wyjścia był jego konflikt wewnętrzny. Maciek
uczył się w seminarium, miał zostać księdzem, ale się zakochał. Lubię
go grać, tym bardziej, że świetnie dogaduję się Polą Gonciarz
(serialowa Blanka – przyp. aut.). Mamy dobre połączenie aktorskie,
praca z nią to czysta przyjemność. Chyba nie mogłem trafić
lepiej.
Wątek twojego bohatera
został na chwilę wyciszony, ale w nowych odcinkach serialu widzowie
znowu będą mogli śledzić losy Maćka i Blanki. Co wydarzy się w ich
życiu?
Wygląda na to, że rodzicie Maćka ostatecznie zaakceptowali jego
związek. Nagrywaliśmy scenę, w której mój bohater i Blanka rozmawiają z
nimi i Wiktorią (Katarzyna Dąbrowska – przyp. aut.) o tym, że być może
niedługo będą mieli wnuka. Wiem, że nasz wątek będzie
rozwijany; powstają nowe scenariusze, sam jestem ciekawy, co wydarzy
się w kolejnych odcinkach. Czasami myślę o tym, co mógłby robić Maciek
w przyszłości. Wydaje mi się, że człowiek z powołaniem, którym jest mój
bohater, spełniałby się na przykład jako ratownik medyczny albo jako
prowadzący grupę wsparcia dla chorych na raka. Mógłby w ten sposób
zaspakajać duchową potrzebę pomagania innym.
Odczuwasz na co dzień
popularność „Na dobre i na złe”?
Do mojej mamy dzwonią znajome, że widziały Adasia w telewizji i pytają,
czemu jest taki chudy. No i niech mu zmienią bluzę, bo za duża
(śmiech). Ostatnio, gdy byłem z Polą Gonciarz w jednej z galerii
handlowych, podeszła do nas dziewczyna, która mówiła, że bardzo lubi
nasz wątek i poprosiła o wspólne zdjęcie. Pierwszy raz doświadczyłem
czegoś takiego. Piszą do mnie ludzie na Facebooku, zapraszają do
znajomych. To przyjemne uczucie, gdy ktoś docenia pracę, którą
wykonuję. Po to jestem aktorem.
Co, oprócz pracy na
planie „Na dobre i na złe”, dzieje się w twoim życiu zawodowym?
Pracuję na planie serialu „Korona królów”, w którym gram mnicha. W
charakteryzacji mam podkręcaną grzywkę lokówką, przez co wyglądam
trochę jak jeden z bohaterów filmu „Głupi i głupszy” (śmiech). To
ciekawa postać, która zawsze służy dobrą radą. Bałem się, że zostanę
zaszufladkowany jako dresiarz, ale idę w inną stronę – chyba zostanę
duchowym przewodnikiem w telewizji (śmiech).
Czym się zajmujesz, gdy
nie pracujesz na planie?
Jak każdy normalny człowiek próbuję wymyślać coś każdego dnia, żeby się
nie nudzić. Gdy było ciepło, grałem w piłkę żeby się trochę poruszać.
Ponadto spotykam się ze znajomymi, z którymi pracujemy nad różnymi
scenariuszami.
No i - z tego, co
widziałem na twoim profilu na Facebooku - interesujesz się historią
Żołnierzy Wyklętych.
Zafascynowałem się Żołnierzami Wyklętymi trzy, może cztery lata temu i
na własną rękę zacząłem szukać informacji na ich temat, czytać
opracowania i książki. Wtedy usłyszałem o tych niezwykłych ludziach po
raz pierwszy. Przez całą edukację aż do matury, mimo że zawsze
interesowałem się historią, ani razu nie zetknąłem się choćby z
wzmianką na ich temat. Historie Żołnierzy Wyklętych powalają na kolana,
to byli wielcy bohaterowie, którzy są dla mnie inspiracją. Gdy czytam w
naszych mdłych czasach, co przechodzili ci ludzie, daje mi to
energetycznego kopa. Czasem, kiedy mi się nie chce ruszyć tyłka z
łóżka, myślę że chłopaki w moim wieku siedzieli w lasach po kilka lat i
walczyli o to, żebym mógł realizować swoje marzenia. Od razu wstaję i
zabieram się do roboty.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski