W „Na dobre i na złe”
grasz anestezjologa, który zajmuje się między innymi znieczulaniem, ale
myślę że twój bohater będzie raczej rozczulał, zwłaszcza kobiece serca.
Marcin nie zapowiada się na miłego i czułego (śmiech). Odkąd pojawił
się w Leśnej Górze, wzbudza niepokój. Niby jest w porządku, ale coś
jest nie tak. Kaśka (Magdalena Czerwińska – przyp. aut.), jego bliska
znajoma z przeszłości, będzie wiedziała, z kim ma do czynienia i od
początku zacznie go podejrzewać o najgorsze. Mają wspólną, burzliwą
przeszłość, razem imprezowali, a później uczęszczali na terapię dla
anonimowych alkoholików. Kaśka stanęła na nogi, zmieniła swoje życie, a
Marcin chyba nie do końca. Nie zdziwię się, jeśli stworzy na boku w
szpitalu własny biznes związany z handlem lekami.
A coś już na to wskazuje?
On dokładnie wie, jak ma się zachowywać, żeby wzbudzać zaufanie. Nie
pozwoli sobie od razu na granie w otwarte karty. Z czasem zacznie
pojawiać się coraz więcej faktów, które będę rysowały jego prawdziwy
obraz. Natomiast trzeba przyznać, że w pracy jest profesjonalistą. To
bardzo dobry lekarz, który niejednokrotnie uratuje życie ludzkie w
Leśnej Górze.
Ta rola zapowiada się
świetnie!
Mój bohater jest bardzo intrygujący i ciekawie pisany. Marcin to facet
z tajemnicą, który wzbudza emocje. Będzie się ścierał z Kaśką, popadnie
w konflikt z Julką Burską (Aleksandra Hamkało – przyp. aut.), niby
polubił go Falkowicz (Michał Żebrowski – przyp. aut.), ale ta relacja
też stoi pod znakiem zapytania. Zobaczymy, co będzie dalej. Pewnie
scenarzyści zastanawiają się, jak poprowadzić moją postać i dobrze
wkomponować ją w świat „Na dobre i na złe”. Trzymam kciuki, żeby mieli
jak najlepszy pomysł na Marcina.
Jak odnajdujesz się na
planie „Na dobre i na złe”?
Od pierwszego dnia poczułem, że ekipa, która tworzy serial, jest
niesamowicie zgrana. Ci ludzie są jak rodzina. Wszyscy wiedzą, co mają
robić i szanują czas innych; nie potrzeba zbędnych słów. Jest
rewelacyjnie. Cieszę się z tej roli. Gdy byłem w liceum, oglądałem „Na
dobre i na złe” i nawet mi nie przeszło przez myśl, że kiedyś w nim
zagram.
Kiedyś miałeś już okazję
grać w „Na dobre i na złe”. Wystąpiłeś gościnnie w 257. odcinku. Jak
bardzo zmienił się plan serialu od 2005 roku?
To była jedna z pierwszych ról, które zagrałem po ukończeniu szkoły.
Nic nie pamiętam, bo byłem cholernie zestresowany. Gdy ostatnio ktoś na
planie pokazał mi fotosy z tego odcinka, wybuchnąłem śmiechem.
Wyglądałem nieco inaczej niż teraz (śmiech). To był bardzo zabawny
wątek - grałem parę z moją koleżanką z roku Martą Chodorowską. Nasi
bohaterowie spodziewali się bliźniąt, a poród zaczął się podczas ślubu,
gdy mieli powiedzieć sobie „tak”.
Co dzieje się w twoim
życiu zawodowym poza pracą na planie „Na dobre i na złe”?
Sporo gram w teatrze - w sztukach „Kochanie na kredyt” i
„Selfie.com.pl”. To niebywała przygoda, bo gramy spektakle w całej
Polsce. Oglądam nasz piękny kraj z okna busa, którym jeździmy w trasę;
czasem odwiedzamy w miesiącu siedem-osiem miast. Poza tym gramy też dla
Polonii za granicą. W ubiegłym roku byliśmy w Londynie, a w tym
jedziemy do Dublina.
Pewnie widownie teatrów,
w których gracie „Selfie.com.pl”, pękają w szwach, bo występujesz na
scenie między innymi z Julią Kamińską. Wasz duet od lat cieszy się
niesłabnącą popularnością.
Cała ekipa jest rewelacyjna. Spektakl wyreżyserowała Marysia Seweryn, a
tekst napisał Piotr Jasek. Gramy z Julią, Dorotą Pomykałą oraz na
zmianę z Mirkiem Baką i Piotrem Zeltem.
Co do mojej relacji z Julią, to niesamowite, jak ludzie reagują na nasz
duet, biorąc pod uwagę, że zanim zaczęliśmy grać w tym spektaklu,
pracowaliśmy tylko na planie serialu „Brzydula”. Bardzo chcieliśmy
występować razem na scenie. Dzięki temu lepiej się poznaliśmy i
zweryfikowaliśmy naszą znajomość. Szybko nauczyliśmy się, kiedy nie
wchodzić sobie w drogę i dać pięć minut odpoczynku.
Czego wymaga od aktorów
granie tego typu spektakli?
Przede wszystkim skupienia i dysponowania wielkimi pokładami energii na
zawołanie. Często jest tak, że wieczorem gramy w jednej części Polski,
na drugi dzień jedziemy kilkaset kilometrów do kolejnego miasta, a
trzeciego ruszamy dalej. Musiałem przyzwyczaić się do tego trybu.
Nauczyłem się przewidywać. Wiem, na jakiej trasie są dobre restauracje,
a jeśli akurat nie będziemy obok nich przejeżdżać, robię wcześniej trzy
obiady w domu, które zabieram ze sobą. W takich podróżach budowanie
własnego komfortu jest szalenie istotne.
Zwłaszcza, że dbasz o
swój jadłospis.
Dawno temu postawiłem sobie cel, żeby – w miarę możliwości – świadomie
i zdrowo się odżywiać. Nigdy nie podporządkuję temu całego życia, ale
staram się na tyle, na ile mogę. Uwielbiam cukier, ale jestem typowym
nałogowcem. Do tego stopnia, że muszę dawkować tę przyjemność. Jeśli
mogę, unikam laktozy, bo to dla nas trucizna.
Do tego dużo trenujesz,
co widać na pierwszy rzut oka. Zrobił się z ciebie kawał chłopa!
Korzystam z porad dietetyka i staram się trenować cztery razu w
tygodniu pod okiem Moniki Pasternak, która pilnuje, żebym nie odpuścił
żadnej serii czy ilości powtórzeń (śmiech). Choćbym źle spojrzał, czy
chciał zapłakać, nigdy nie ma taryfy ulgowej. Monika jest fantastycznym
człowiekiem i ma niebywałą wiedzę. To chodząca encyklopedia zdrowego
trybu życia. Można jej słuchać godzinami!
Czyli niedługo walka z
Mariuszem Pudzianowskim w formule MMA?
Oczywiście (śmiech). Zastanawiałem się, czy nie spróbować sztuk walki,
ale to dla mnie nieosiągalne. Trudno mi wygospodarować czas na treningi
na siłowni, nic więcej nie wchodzi w grę. Walki w klatce zostawię
innym, a sam skupiam się na budowaniu masy mięśniowej. Chcę czuć się
lepiej, bo nie odpowiadało mi bycie sucharem (śmiech).
Rozmawiał: Kuba Zajkowski