W zeszłym roku
obchodziłaś trzydzieste urodziny. Jak się czujesz z trójką z przodu?
Bardzo dobrze, to były najlepsze urodziny w moim życiu. Mam, w szerokim
tego słowa znaczeniu, dobre samopoczucie. Trzydzieści lat to dla mnie
symboliczny wiek, wiele planów chciałam zrealizować właśnie do tego
momentu. Dużo przeżyłam, zrealizowałam trochę celów. Popełniłam sporo
błędów, część zlokalizowałam i przemyślałam, z kilku wyciągnęłam
wnioski. Nie spinam się już, żeby zdobyć, mieć, zrobić to, czy tamto;
niewiele muszę. Dzięki temu czuję się wolna, a jednocześnie jestem
zdrowa i mam dużo siły.
Stworzyłam listę postanowień noworocznych, którą zna tylko mój mąż;
jest bardzo hedonistyczna, same przyjemności (śmiech). Myślę o sobie,
swoim rozwoju, uczę się słuchać swojego ciała. Myślę o tym, jak na mnie
wpływa stres i staram się niwelować czynniki, które go wywołują. Fajnie
jest po trzydziestce.
Obchodziłaś urodziny na
planie „Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3”?
W dniu urodzin akurat nie miałam zdjęć, ale zawczasu wszystkim o nich
powiedziałam, a w przeddzień przywiozłam na plan mały poczęstunek.
Kończyliśmy zdjęcia około dwudziestej trzeciej, razem uznaliśmy, że
godzina w jedną czy drugą nie robi różnicy i zostałam uhonorowana.
Dostałam kwiaty, a podczas powrotu do Warszawy była integracja
(śmiech). Dobrze wspominam te chwile.
Czyli na planie panował
dobry klimat?
Było bardzo przyjemnie, choć pracowicie. Część ludzi z ekipy poznałam
wcześniej na planie „Na dobre i na złe”, więc nie musiałam budować na
nowo relacji ze wszystkimi. To miało szczególne znaczenie w przypadku
pracy z Kordianem Piwowarskim, reżyserem filmu. Znamy się, ufamy sobie
i wiemy kim jesteśmy. Granie w filmie fabularnym jest wyzwaniem, nie da
się tego porównać do serialu. To o wiele trudniejsze zadanie, gdzie
współpraca reżysera z aktorem jest bardziej ścisła. Tym bardziej, że
mówimy o komedii. W takiej konwencji bardzo łatwo przeholować. W wielu
przypadkach, gdy miałam wątpliwości, czy nie przesadziłam z komediowym
graniem, zdawałam się na zdanie Kordiana.
Co możesz powiedzieć o
swojej bohaterce z „Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3”?
Na pewno duże znaczenie w jej życiu ma relacja z mamą, Barbarą (Ewa
Kasprzyk – przyp. aut.), którą widzowie znają z dwóch pierwszych części
filmu. Agnieszka jest przez nią stłamszona, czemu nie można się dziwić,
biorąc pod uwagę trudny charakter Wolańskiej. Moja bohaterka tworzy
wesoły duet okularników z ojcem, którego gra Zdzisław Wardejn (Marian
Wolański – przyp. aut.). Razem podejmą szaloną życiową decyzję, by w
końcu wybić się na niepodległość. To ciekawa historia walki o siebie,
miłość, wolność osobistą i ucieczki spod jarzma toksycznej osoby.
Świetnie mi się pracowało z panem Zdzisławem Wardejnem. Jest
niesamowicie intuicyjny i ma pod ręką wiele rozwiązań. Niby mu nie
zależy, sprawia wrażenie wyluzowanego, a nagle ma znakomity pomysł,
który ustawia całą scenę.
A jak będą wyglądały
relacje Agnieszki z bratem, którego doskonale pamiętają fani pierwszych
części filmu?
Ta postać jest epizodyczna, ale wszystkich widzów, którzy czekają na
Piotrusia (Maciej Zakościelny – przyp. aut.), zapewniam, że pojawi się
z przytupem. Jest na co czekać. Zresztą na jego żonę też. W tej roli
wspaniale odnalazła się pani Kasia Skrzynecka (Marlena Wolańska –
przyp. aut.); to już było widać na castingu.
„Kogel-mogel” i
„Galimatias, czyli kogel-mogel 2” to komedie, które znakomicie
odzwierciedlają realia Polski sprzed trzydziestu lat. Czy trzecia część
filmu też będzie miała takie walory?
Wydaje mi się, że tak, ale „Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3” to przede
wszystkim komedia. Udzielanie wywiadu przed obejrzeniem filmu to dla
mnie największy koszmar. Wierzcie mi, że też czekam w napięciu na
premierę. Zrobiłam coś, miałam jakiś zamysł, a teraz muszę uzbroić się
w cierpliwość. Jestem bardzo ciekawa efektów, bo dużo dzieje się
podczas montażu. Niektóre sceny mają kilka wersji, co sprawia, że można
nadać filmowi różny rytm. Mam nadzieję, że Kordian wybierze tak, by
było dobrze dla wszystkich. Oświadczam, że jeśli nie zobaczę filmu
przed premierą, to na nią nie przyjdę! (śmiech)
Czy ty i inni młodzi
aktorzy, którzy dołączyli do obsady, macie być przyprawą do starego,
dobrego przepisu na sukces „Kogla-mogla”?
W filmie jest kontrapunkt pokoleniowy, co mi się szalenie podoba.
Nawiązujemy także do zestawienia miasto-wieś, które czyni dwie pierwsze
części tak uniwersalnymi i lubianymi przez ludzi. Mam wrażenie, że cała
trylogia „Kogel-mogel” śmieje się i z mieszkańców miast, i z
mieszkańców wsi; dostają po równo. Ważną rolę w trzeciej części odegra
eklektyczna muzyka, która rozciąga się do discopolo po reggae.
Na ten film czeka mnóstwo
widzów. Czy czułaś na planie związaną z tym presję?
Starałam się o tym nie myśleć, bo z pewnością by mi to nie pomagało.
Oczywiście w jakimś stopniu zdawałam sobie z tego sprawę, bo wiem, ilu
fanów mają pierwsze części „Kogla-mogla”. Znam młodsze osoby ode mnie,
które bardzo lubią te filmy.
„Miszmasz” ma bardzo dobry scenariusz, na planie pracowali fajni ludzie
i – mimo że było bardzo intensywnie, bo po drodze miałam zawirowania
zdrowotne – cieszę się, że zagrałam w tym filmie i że jestem częścią
tego projektu.
A co z „Na dobre i na
złe”? Czy, w związku z pracą na planie filmu, nie miałaś zdjęć do
serialu?
Miałam, także dlatego rola w tym filmie była dla mnie dużym wyzwaniem.
Musieliśmy nagrać wiele scen, by doprowadzić wątek Julki i Artura
(Piotr Głowacki – przyp. aut.) do punktu, w którym nastąpi jakiekolwiek
rozwiązanie. Naturalnie będzie nieoczywiste, otwarte na różne
ewentualności, jak to w serialach wieloodcinkowych. Artur skończył
odwyk i trochę się zmienił. Zaczął ufać swojemu ciału, skupił się na
sporcie i stracił z horyzontu Julkę. Moja bohaterka poczuje się
opuszczona, a ten szczwany lis - Molenda (Filip Bobek – przyp. aut.) -
tylko na to czekał. W końcu dopnie swego, co tu dużo mówić. A potem
tylko dramaty, dramaty, dramaty. W tym trójkącie będzie mocno iskrzyć.
Mam szczęście pracować na planie „Na dobre i na złe” ze świetnymi
aktorami. Piotrek Głowacki dużo myśli, często ma zaskakujące opinie i
spostrzeżenia - uwielbiam z nim grać. Pociągam za różne sznurki, żeby
nasza serialowa relacja przetrwała, ale z każdej strony wciskają mi do
łóżka Molendę (śmiech). Mówię to oczywiście żartobliwe, bo wiem, że w
serialu musi się dużo dziać. Poza tym Filip Bobek jest przeciwieństwem
swojej postaci – to szczery i bezinteresowny facet. Z nim też bardzo
lubię pracować. Całe szczęście nie muszę wybierać, tak jak moja
serialowa bohaterka (śmiech).
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski